[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmieniła ułożenie swoich cudownych nóg, co spowodowało, że poczuł
suchość w gardle.
- Wiesz, Zack, naprawdę zabiłeś ćwieka mojemu ojcu. Od kiedy
zająłeś się tymi lotami dla fundacji i ratujesz chore dzieci, ojciec ma
poważny problem - nie może już mówić, że jesteś egoistycznym
lekkoduchem.
Wyczuł znajomą nutkę złośliwości i wziął głęboki oddech. Olivia!
Potrząsnął głową i przetarł oczy.
147
RS
- Liv... To naprawdę ty! Co, do diabła, robisz tutaj?
- To przecież moje miasto, Zack, mieszkam tutaj. -
Starała się żartować, ale rumieniec na policzkach zdradzał, że jest
trochę zdenerwowana. - Kiedy usłyszałam, że wróciłeś, pomyślałam, że... -
Przerwała spłoszona. - Dzwonił do ciebie Leo w zeszłym tygodniu? -
zaczęła po chwili z nienaturalnym entuzjazmem.
- Leo? - zapytał ze zdziwieniem. Miał wrażenie, że jego głowa
przestała funkcjonować. Nie rozumiał nic z tego, co się tu działo. Był na
nogach od dwudziestu ośmiu godzin, miał za sobą ciężki lot i nie radził
sobie z najprostszymi faktami.
- Leo Baskum, prezes International Plastics. Miał podarować fundacji
dwa samoloty i opłacić załogę.
- A tak. Skąd o tym wiesz?
- Chodziłam do szkoły z Julie Baskum, jego córką. W przyszłym
tygodniu będziesz miał telefon od dyrektora Intracorp. - Uśmiechała się
nieśmiało, a jej oczy błyszczały olśniewająco. - Robisz wspaniałe rzeczy,
Zack, chcę ci pomóc.
Patrzył na nią zdumiony, nadal niewiele rozumiejąc.
- Zupełnie mnie zaskoczyłaś. Właściwie nie wiem, co odpowiedzieć.
- Może: jesteś przyjęta.
- Słucham?
Jego zmęczony umysł nie był w stanie pojąć tych wszystkich sensacji.
Co ona mówiła? Do czego to wszystko prowadziło? Ostatnią rzeczą, na
którą miał teraz ochotę, była rozmowa o interesach. Ale gdyby mógł robić
to, na co ma ochotę, Olivia już leżałaby kompletnie naga, a nie taki był
chyba cel jej wizyty.
148
RS
- To wspaniale z twojej strony, że nam pomagasz. Naprawdę,
doceniam twoje starania... - Umilkł, zastanawiając się, co jeszcze mógłby
powiedzieć. Ona wyjaśniła już,z czym do niego przyszła, on podziękował,
etykiecie stało się zadość. Mogła wyjść w każdej chwili, ale przecież nie
chciał tego. - Słyszałem, że twój ojciec prowadzi w rankingach. Jak idzie
kampania?
- Dobrze, i mam nadzieję, że będzie tak nadal, chociaż dziś stracił
swojego doradcę finansowego.
Znowu nic nie zrozumiał, ale przestało go to dziwić.
- Jak to? Myślałem, że ty nim jesteś...
- Zrezygnowałam... - Przerwała na chwilę i spuściła wzrok. -
Powiedziałam mu, że wychodzę za mąż.
Poczuł, jakby go ktoś kopnął w brzuch.
- Rozumiem - pokiwał głową. To była najgorsza wiadomość, jakiej
mógłby się spodziewać, a fakt, że dowiedział się tego od niej samej, niczego
nie ułatwiał. Wręcz przeciwnie. - To Skelton, tak?
- Nie, to nie Jerry. - Wstała powoli, podeszła blisko i oparła dłonie na
jego piersi. Zadrżał, czując ciepło jej dłoni. - Od roku nie miałam od ciebie
żadnych wiadomości, więc znowu musiałam wydać jednostronne
oświadczenie.
Zamarł. Ostatnie zdanie nie miało żadnego sensu, chyba że... Chyba że
myślała o małżeństwie z nim. Chciałby, aby te domysły były prawdziwe, ale
bał się uwierzyć. Rozczarowanie byłoby zbyt bolesne. Nie pasowali przecież
do siebie. Takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach.
149
RS
- Zack... - Objęła go za szyję i z czułością spojrzała prosto w oczy. -
Kocham cię i chcę, żebyś się ze mną ożenił. - Przytuliła się do niego i
wyszeptała: - Czy taka koncepcja nie jest dla ciebie zbyt szalona?
Zack nie mógł nic powiedzieć. Miał wrażenie, że dotarł do celu, do
którego nieświadomie dążył przez całe życie. Oto rozpoczął się nowy,
cudowny okres...
- A co ze śliskim, eee... chciałem powiedzieć - z Jerrym?
Przytuliła się do niego jeszcze mocniej.
- Jerry cię nienawidzi. Zazdrości ci tego, jaki jesteś, co robisz.
- To fatalnie - uśmiechnął się promiennie.
- Jak sądzisz, Zack - spytała poważnie - znajdziesz dla mnie miejsce w
swojej firmie i... i w swoim życiu?
Wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie. Ten pieszczotliwy
dotyk obudził pragnienia, które tak długo musiał skrywać nawet przed sobą.
- Mam przeczucie, że wszędzie będziesz doskonale pasowała.
- Więc potwierdzisz moje oświadczenie?
- Skarbie - zaśmiał się głośno - byłem gotów potwierdzić już tamto
oświadczenie. Kocham cię od chwili, kiedy opadła czasza spadochronu i
uśmiechnęłaś się do mnie. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek...
- Uwierz, kochany. - Ucałowała go gorąco. - A teraz, kiedy naprawdę
jesteśmy zaręczeni, nauczysz mnie wreszcie, jak stać się szaloną?
- Moja słodka - wymruczał, kładąc ją na łóżko. - Witaj na ceremonii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]