[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolczyków. Pózniej przedstawił nas Porucznikowi, który potraktował nas po ojcow-
sku. Al Jenkins i ja zdjęliśmy swoje złote czaszki, bo zauważyliśmy, że żaden Byczy Kark
Rasczaka ich nie nosił.
Nie nosili ich, bo tu nie miało żadnego znaczenia, ilu bojowych zrzutów dokonałeś
ani jakie one były. Albo byłeś Byczym Karkiem, albo nie. A jeśli nie, to nic ich nie ob-
chodziło, kim jesteś.
Ponieważ przybyliśmy do nich jako weterani, którzy brali udział w bitwie, przyję-
li nas, owszem, z grzecznością, ale taką jaka należy się gościom nie będącym członka-
mi rodziny.
Jednak po tygodniu, po akcji bojowej, w której razem braliśmy udział, staliśmy się
jedną rodziną: prawdziwymi Byczymi Karkami. Mówiono do nas po imieniu i ochrza-
niono bez urazy z jednej czy drugiej strony.
My również, poza służbą oczywiście, zwracaliśmy się po imieniu nawet do podofice-
rów. Sierżant Jelal przeważnie był na służbie, ale czasem można go było spotkać gdzieś
po drodze wtedy był Jelly i zachowywał się tak, jakby jego ranga nie miała znaczenia
między nami, Byczymi Karkami.
Porucznik jednak był zawsze Porucznikiem nigdy panem Rasczakiem ani na-
wet porucznikiem Rasczakiem. Po prostu Porucznik i mówiło się do niego i o nim
w trzeciej osobie. Nie było innego boga oprócz Porucznika, a sierżant Jelal był jego pro-
rokiem. Jelly mógł powiedzieć nie w swoim własnym imieniu i mogło to podlegać dys-
kusji, ale jeśli powiedział: Porucznikowi to by się nie podobało , mówił ex cathedra
i sprawa była definitywnie zakończona.
Porucznik troszczył się o każdego z nas. Nie umiem pojąć, jak mógł mieć nas wszyst-
kich na oku. Ale gdy tylko zaczynała się jakaś chryja, zaraz przez przewód komendanc-
ki dochodził jego śpiewny głos: Johnson! Sprowadz szóstą sekcję! Smitty jest w kłopo-
tach .
Czuliśmy się wtedy, jakby nas kto miodem smarował, że właśnie pierwszy dostrzegł
to Porucznik, a nie na przykład dowódca sekcji Smitha.
Poza tym miałeś całkowitą pewność, że póki żyjesz, Porucznik nie da sygnału ewa-
kuacji i że bez ciebie nie wejdą na pokład statku.
W wojnie z Pluskwo-Pajęczakami były przypadki, że żołnierze dostawali się do nie-
woli. Ale nigdy spośród Byczych Karków Rasczaka.
Jelly był nam bliski i dbał o nas, jednak wcale nas nie rozpieszczał, chociaż nie skła-
dał na nas raportów do Porucznika. Rzadko kiedy przydzielał karną służbę, miał inne
sposoby, żeby nas zmieszać z błotem.
Potrafił w czasie inspekcji obrzucić cię wzrokiem od góry do dołu i powiedzieć:
80
W Marynarce Wojennej wyglądałbyś nawet niezle. Czemu się nie przeniesiesz?
i osiągał rezultaty.
Rodger Young był statkiem koedukacyjnym. Szefem-komandorem była kobieta.
Dziewczyny były oficerami-pilotami, a także członkami załogi.
Na dziobie, przed ładownią, był kraj damski. Dwóch uzbrojonych P.Z. dzień i noc
trzymało straż przed jedynymi drzwiami prowadzącymi do tej części statku.
Przywilej wejścia tam przysługiwał oficerom na służbie i wszyscy oficerowie, włącz-
nie z Porucznikiem, jadali we wspólnej damsko-męskiej mesie. Nie marudzili tam.
Zjadali i wychodzili. Możliwe, że na innych transportowcach panowały odmienne zwy-
czaje na Rodgerze Youngu obowiązywała jednak taka segregacja. Tego życzył sobie
i Porucznik, i pani komandor Deladrier.
Pełnienie służby wartowniczej przed tamtymi drzwiami było wyróżnieniem. Dobrze
było tak stać na rozstawionych nogach, z założonymi rękami i nie myśleć o niczym...
mieć jednak zawsze miłą świadomość, że lada chwila może się ukazać postać kobieca.
Moim codziennym obowiązkiem, poza sprzątaniem, była obsługa wyposażenia elek-
tronicznego.
W Piechocie Zmechanizowanej obowiązywała generalna zasada: wszyscy wal-
czą, wszyscy pracują. Roboty mieliśmy pod dostatkiem, a przecież dokonywaliśmy
też i zrzutów. Ale żadnej walnej bitwy nie było. Działaliśmy samotnie, napadając, nisz-
cząc i gnębiąc. Prowadzono bowiem akcję nękania wrogów małe statki, między nimi
Rodger Young, starały się być wszędzie, w każdym momencie.
Był to najszczęśliwszy okres w moim życiu, choć wówczas nie zdawałem sobie z tego
sprawy. Narzekałem oczywiście, jak inni, ale miałem też dużo radości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]