[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Scarlatti wrócił do swojego świata. Elizabeth Scarlatti dobrze się spisała. Jej syn wycofał się z
importowych interesów i ucichły pogłoski o jego powiązaniach z elementem przestępczym.
Objął nawet jakąś mało ważną funkcję w nowojorskim banku Waterman Trust.
Wydawało się, że dla Bena Reynoldsa sprawa Scarlattich się skończyła.
A teraz to.
Czy to znaczy, że Grupa 20 znów zostanie wezwana?
Syn Scarlattich nie mógł po prostu zniknąć i nie zaniepokoić rządu. Zbyt wielu
kongresmanów było dłużnikami Scarlattich jakaś fabryka, jakaś gazeta, a najczęściej pokazny
czek na kampanię wyborczą. Wcześniej czy pózniej ktoś sobie przypomni, że Grupa 20 już
raz zajmowała się działalnością tego człowieka.
Reynolds odłożył gazetę, wstał z fotela i podszedł do drzwi.
- Glover - zwrócił się do podwładnego - mógłbyś przyjść do mnie na chwilę?
Wrócił do fotela i usiadł.
- Czytałeś artykuł o Scarletcie?
- Rano, idąc do pracy - odpowiedział Glover wchodząc do gabinetu.
- Co o tym sądzisz?
- Wiedziałem, że mnie zapytasz. Myślę, że dopadli go jacyś ubiegłoroczni kumple.
- Dlaczego?
Glover usiadł na krześle przed biurkiem Reynoldsa.
- Nie pytaj mnie dlaczego, bo wiesz to równie dobrze jak ja.
- Tak? Wcale nie jestem pewien.
- Daj spokój, Ben. Pan dziedzic zawiesił wypłaty. Ktoś ma zaklepaną dostawę i zwraca
się do niego. On odmawia. Wtedy tamten spuszcza psy... Albo coś takiego, albo szantaż.
Scarlett postanowił walczyć - i przegrał.
- Nie kupuję tego.
- Powiedz to policji w Chicago.
- On był zbyt potężny; miał zbyt wielu przyjaciół... Dlatego nie kupuję twojej teorii.
Mogli się nim posłużyć, ale nie zabić. Mieli za dużo do stracenia.
- Więc co ty o tym sądzisz?
72
- Nie wiem. Dlatego pytałem ciebie. Masz robotę dziś po południu?
- Niech to szlag, mam. Ciągle te same dwie rzeczy. Nie ma widoków na żadną przerwę.
- Tama w Arizonie?
- To jedno. Zleciłem tę robotę Canfieldowi.
- Wiem. Jak mu idzie?
- Stara się jak może.
- A drugi problem?
- Memorandum Ponda ze Sztokholmu...
- Musi wygrzebać coś więcej niż pogłoski, Glover. Dopóki nie da nam czegoś
konkretniejszego, marnuje nasz czas. Już ci to mówiłem.
- Wiem, wiem. Ale przysłał też przez kuriera wiadomość nadeszła dziś rano z
Departamentu Stanu - że transakcja doszła do skutku.
- Czy Pond nie może zdobyć żadnych nazwisk? Obligacje warte są trzydzieści
milionów, a on nie może nam podać ani jednego nazwiska?
- To zamknięty syndykat. Nie zdobył żadnego.
- Co z niego za ambasador? Coolidge wybiera kiepskich ludzi.
- Pond podejrzewa, że cała impreza została nakręcona przez Donnenfelda.
- Ale nazwisko! Kim do cholery jest ten Donnenfeld?
- To nie osoba. Firma. Chyba największa na giełdzie w Sztokholmie.
- Jak doszedł do takiego wniosku?
- Z dwóch powodów. Po pierwsze, tylko duża firma mogła sobie z tym poradzić. Po
drugie - w ten sposób łatwiej można wszystko wyciszyć. A wyciszyć będzie trzeba. Sprzedaż
amerykańskich obligacji na szwedzkiej giełdzie to delikatna sprawa.
- Delikatna, a niech cię! Nie wolno tego robić!
- Pewnie nakręcają w ten sposób koniunkturę w Sztokholmie.
Jedno i to samo, jeśli chodzi o pieniądze.
- Co zamierzasz z tym zrobić?
- Trzeba sprawdzić wszystkie korporacje mające powiązania ze Sztokholmem.
Mrówcza robota. W samym Milwaukee jest ich kilkadziesiąt. Jak ci się to podoba? Zarabiają
tu trochę grosza, po czym dalsze interesy robią z kuzynami w domu.
73
ROZDZIAA 12
Po dwóch miesiącach z braku dalszych wieści, które można by było opublikować lub
nadać na antenie, zniknięcie Ulstera Scarletta straciło urok nowości. Jedyna dodatkowa
informacja uzyskana dzięki połączonym wysiłkom policji, Biura Osób Zaginionych i FBI
dotyczyła jego zwyczajów i prowadziła donikąd. Było tak, jakby wyparował. W jednej chwili
istniał, a już w następnej był tylko barwnym wspomnieniem.
Całe życie, stan posiadania, uprzedzenia i nawyki Ulstera zostały dokładnie zbadane
przez specjalistów. Efekty tej pracy złożyły się na niezwykły portret bezcelowości. Człowiek
posiadający niemal wszystko, czego może chcieć istota ludzka na tej ziemi, najwyrazniej żył
w próżni. W bezsensownej próżni.
Elizabeth Scarlatti głowiła się nad obszernymi raportami przysyłanymi przez władze.
Stało się to jej zwyczajem, rytuałem, nadzieją.
Jeśli jej syn został zabity, będzie to oczywiście bolesne, ale Elizabeth umiała pogodzić
się ze stratą. Chciała jednak wiedzieć, jak i dlaczego do tego doszło.
Pewnego ranka stała w bibliotece przy oknie, patrząc na ulicę.
Rano ludzie zawsze tak się spieszyli. Nagle zobaczyła jedną ze służących. Zamiatała
frontowe schody.
Patrząc na kobietę machającą miotłą Elizabeth przypomniała sobie inną służącą. I inne
schody.
Pokojówka w domu Ulstera. Pokojówka, która pewnego ranka zamiatała schody i
zapamiętała, jakie polecenie Ulster wydał taksówkarzowi.
Jakie?
Metro. Ulster chciał się dostać do stacji metra.
Pewnego dnia jej syn musiał pojechać metrem, ona jednak przedtem nie rozumiała, co
to oznaczało. Co mogło oznaczać.
Był to jedynie blady, migocący płomyk świecy w bardzo ciemnym lesie, ale zawsze
było to jakieś światło. Szybko podeszła do telefonu.
Trzydzieści minut pózniej trzeci wiceprezes Jefferson Cartwright stanął przed Elizabeth
Scarlatti. Wciąż jeszcze brakowało mu tchu z powodu nerwowego napięcia, w jakim
przestawiał swoje dzisiejsze zajęcia, żeby stawić się na wezwanie.
- Tak, naturalnie... - przeciągał słowa Wirgińczyk. - Wszystkie rachunki zostały
starannie sprawdzone, jak tylko dowiedzieliśmy się o zniknięciu pana Scarletta. Wspaniały
chłopak. Bardzo się zaprzyjazniliśmy podczas naszych sesji w banku.
- W jakim stanie są jego konta?
- Najzupełniej normalnym.
- Obawiam się, że to mi nic nie mówi.
Cartwright zawahał się przez chwilę.
- Oczywiście nie mamy jeszcze końcowych obliczeń, ale też nie mamy powodu sądzić,
że jego wydatki przekroczyły roczny dochód ze zdeponowanego kapitału.
- Jaki to dochód, panie Cartwright?
- No cóż, sytuacja na rynku wciąż się zmienia - trudno więc podać dokładną sumę.
74
- W przybliżeniu.
- Zaraz... - Jeffersonowi Cartwrightowi nie podobał się kierunek, w jakim zmierzała
rozmowa. Pogratulował sobie w duchu, że był na tyle przewidujący, by wysyłać
Chancellorowi owe ogólnikowe memoranda o wydatkach jego brata w Europie. Zaczął cedzić
słowa jeszcze wolniej: - Mógłbym wezwać kilku urzędników, którzy lepiej znają portfolio
pana Scarletta - ale jego dochód jest spory, madame Scarlatti.
- Spodziewam się więc, że zna pan przynajmniej rząd wielkości. - Jefferson Cartwright
nie podobał się Elizabeth Scarlatti.
- Dochód pana Scarletta z funduszu przeznaczonego na wydatki osobiste wynosi
siedemset osiemdziesiąt trzy tysiące dolarów - szybko powiedział trzeci wiceprezes
Waterman Trust.
- Bardzo się cieszę, że jego osobiste potrzeby rzadko wykraczają poza tę drobną sumę. -
Elizabeth wyprostowała się na krześle, by pan Cartwright mógł w pełni odczuć siłę jej
spojrzenia.
Bankier zaczął mówić jeszcze szybciej i bardziej gorączkowo:
- Hmm, z pewnością wiedziała pani o ekstrawagancjach pana Scarletta. Zdaje mi się, że
o wielu pisały gazety. Jak mówiłem, ja osobiście zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby
go ostrzec, był jednak bardzo upartym młodzieńcem. Może przypomina sobie pani, że trzy
lata temu pan Scarlett kupił sterowiec za prawie pół miliona dolarów. Ze wszystkich sił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl