[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale los odwrócił grozbę w twoim kierunku. Kiedy byłem jeszcze tylko snem w jazni
Zmierci, ta okolica została wybrana na jedno z miejsc, gdzie mogę umrzeć.
- Spaść z Shinwatu oznacza upiec się- powiedział
Hasan.
Znieśli nas do rozpadliny i rzucili na głazy. Moreby odbezpieczył karabin i cofnął się.
- Uwolnijcie Greka i przywiążcie go do tamtego słupa.- Wskazał bronią.
Wykonali polecenie, krępując mocno moje ręce i nogi. Głaz był gładki, wilgotny i
przynosił śmierć znienacka.
To samo zrobili z Hasanem, w odległości mniej więcej dwóch i pół metra po mojej prawej
stronie.
Moreby postawił latarnię na ziemi. Zwiatło zataczało żółte półkole wokół nas. Czterej
Koureci wyglądali jak posągi demonów przy jego boku.
Uśmiechnął się. Oparł karabin o skalną ścianę za swoimi plecami.
- To Dolina Snu- powiedział.- Ci, którzy tu śpią, nie budzą się. Mięso jednak konserwuje
się i dzięki temu jesteśmy zabezpieczeni przed chudymi latami. Zanim was jednak
opuścimy...- Skierował na mnie swój wzrok.
- Czy widzisz, gdzie ustawiłem karabin? Nie odpowiedziałem mu.
103
- Przypuszczam, że twoje wnętrzności dosięgną tego miejsca, komisarzu. W każdym
razie zamierzam przekonać się.
Wyjął zza pasa sztylet i ruszył w moim kierunku. Czterech półludzi poszło za nim.
- Jak myślisz, kto ma więcej bebechów?- zapytał.
- Ty czy Arab?
%7ładen z nas nie odpowiedział.
- Obaj sami się przekonacie- wycedził przez zęby.
- Najpierw ty!
Wyszarpnął mi koszulę ze spodni i rozciął ją z przodu.
Powoli i wymownie zatoczył ostrzem kółko w odległości kilku centymetrów od mojego
brzucha, przyglądając się przez cały czas mojej twarzy.
- Boisz się- stwierdził.- Jeszcze tego nie okazujesz, ale okażesz.
A potem rozkazał:
- Spójrz na mnie! Będę zatapiał ostrze bardzo wolno. Pewnego dnia zjem cię na obiad.
Co ty na to?
Roześmiałem się. Wszystko wydało mi się nagle warte śmiechu.
Skrzywił się, a potem na jego twarzy na moment pojawiło się zaskoczenie.
- Czy ze strachu postradałeś zmysły, komisarzu?
- Pióra czy ołów?- zapytałem go.
Wiedział, co to znaczy. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, i wtedy usłyszał odgłos
kopniętego kamyka w odległości około czterech metrów. Odwrócił gwałtownie w tamtym
kierunku.
W ostatnich chwilach swojego życia Moreby krzyczał, kiedy Bortan skoczył na niego i
przygniótł go do ziemi, a w następnej chwili oderwał mu głowę od korpusu.
Mój pies piekielny w końcu dotarł do celu.
Koureci wrzeszczeli, bo mój pies ma oczy jak żarzące się węgle, a zęby jak piła
tarczowa. Jego głowa znajduje się na wysokości głowy wysokiego mężczyzny. Ludożercy
chwycili za noże i zaatakowali Bortana, ale mój pies ma boki tak odporne na ciosy jak
pancernik. wierć tony żywego ciała, mój Bortan... nie należy do gatunku opisywanego
przez Alberta Paysona Terhune'a.
Bortan rozprawiał się z nimi przez niecałą minutę, a kiedy skończył, wszyscy ludożercy
byli porozrywani na kawałki i martwi.
- Co to było?- zapytał Hasan.
- Szczenię, które znalazłem w worku, wyrzucone na plażę, zbyt uparte, by utonąć: mój
pies- odparłem- Bortan.
Na delikatniejszej części barku miał niewielką ranę. Otrzymał ją w walce.
- Najpierw szukał nas w wiosce- powiedziałem- i próbowali go powstrzymać. Dzisiaj
zginęło wielu Koure-tów.
Bortan podbiegł do mnie truchtem i polizał mi twarz. Machał ogonem, skowyczał, wiercił
się jak szczeniak i biegał w kółko. Skoczył w moim kierunku i znów mnie polizał. A potem
dopadł ponownie do szczątków Kouretów.
- Dobrze jest mieć psa- stwierdził Hasan.- Zawsze lubiłem psy.
Kiedy to mówił, Bortan go obwąchiwał.
104
- A więc wróciłeś, ty brudny stary psie- powiedziałem.- Nie wiesz, że psy to wymarły
gatunek?
Pomerdał ogonem, znów do mnie podszedł i polizał mi
Przepraszam, że nie mogę cię podrapać za uszami. Wiesz jednak, że chciałbym,
prawda?
Zamerdał ogonem.
Otworzyłem i zamknąłem dłoń skrępowanej prawej ręki. Kiedy to robiłem, odwróciłem
głowę w tamtą stronę. Bortan mnie obserwował, a jego wilgotne nozdrza drżały.
- Ręce, Bortan. Potrzebuję rąk, które mnie uwolnią. Rąk, które poluznią moje więzy.
Musisz po nie pójść, Bortan, i sprowadzić je tu.
Podniósł leżące na ziemi ramię i położył je przy moich stopach, a potem popatrzył mi w
oczy i pomerdał ogonem.
- Nie, Bortan. %7ływe ręce. Przyjazne ręce. Ręce, które mnie rozwiążą. Rozumiesz,
prawda? Polizał moją rękę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl