[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jestem u kresu sił, nie pamiętam chwili bez bólu głowy, zle się czuję od rana do
nocy; Lauro, mam już wszystkiego dość. Proszę, nie odmawiaj mi swojej rady.
 Nie udzielam rad. To bardzo niebezpieczna praktyka.
Ann mówiła dalej, nie zwracając uwagi na słowa przyjaciółki.
 Posłuchaj, Lauro, czy myślisz... Czy nie zdaje ci się... Lauro, nie uważasz, że być
może nie byłoby zle, gdyby... gdyby Sarah zaczęła żyć własnym życiem? Gdyby, po-
wiedzmy, zamieszkała w wynajętym mieszkaniu, z przyjaciółką?
Ann niecierpliwie wsłuchiwała się w oddech Laury, licząc na gotową odpowiedz.
Miast niej, usłyszała pytanie:
 A czy ona tego chce?
 Cóż, nie. Niezupełnie. Wiesz, to tylko taki sobie pomysł.
 A kto jest jego autorem? Richard?
 Istotnie, on.
 To bardzo rozsądne.
 A więc i ty tak uważasz, Lauro?  skwapliwie podchwyciła Ann.
 Uważam to za rozsądne z punktu widzenia Richarda. Richard wie, czego chce,
i wytrwale zmierza do celu.
 Lecz co ty, Lauro, na to?
 Powiedziałam ci już: nie udzielam rad. A co mówi Sarah?
Ann zawahała się.
 Cóż, jeszcze z nią tego nie przedyskutowałam.
 Ale jakiejś odpowiedzi chyba się spodziewasz. Jakiej?
 Spodziewam się, że Sarah nie ustąpi. To znaczy, nie ustąpi nikomu miejsca  wy-
znała niechętnie.
 Ach, tak.
 Ale, być może, powinnam nalegać. Nie uważasz?
 Po co? %7łeby pozbyć się bólu głowy?
 Ależ nie, to nie tak!  zawołała Ann przerażona.  Gdybym miała nalegać, to
tylko ze względu na jej szczęście.
 To zabrzmiało wspaniale! Ja zawsze podejrzewam, że ludzmi kierują wyłącznie
szlachetne uczucia.
85
 Nie kpij ze mnie, Lauro. Po prostu dręczy mnie myśl, że być może jestem nieco za-
borczą matką. A zatem, czyż wyprowadzka z domu nie zrobi dobrze mojej córce? W ten
sposób rozwinie się jej własna osobowość.
 Tak, tak. To bardzo nowoczesny sposób radzenia sobie z własnym dzieckiem.
 Poza tym, rzeczywiście zaczynam się zastanawiać, czy Sarah nie zaakceptowałaby
takiego pomysłu? Początkowo zdawało mi się, że nie, ale teraz... Och, Lauro, powiedz
wreszcie, co o tym myślisz!
 Moja biedna Ann.
 Dlaczego mówisz  Moja biedna Ann ?
 Pytasz mnie, co myślę.
 Widzę, że nie mogę liczyć na twoją pomoc, Lauro.
 W takim sensie, jak byś chciała, rzeczywiście nie.
 Bo widzisz, nie wiesz jeszcze, że Richard zaczyna stawiać sprawę na ostrzu noża.
Przed chwilą dostałam od niego coś w rodzaju ultimatum... Jeszcze trochę, a każe mi
wybierać między nim a Sarah.
 No i kogo wybierzesz, jeśli wolno zapytać?
 Och, nie, Lauro. Naprawdę nie wierzę, że może do tego dojść.
 Może, Ann.
 Moja droga, ty chyba oszalałaś. I nawet nie ukrywasz tego, że nie chcesz mi pomóc.
 Mówiąc to, Ann ze złością cisnęła słuchawkę na widełki.
3
Tego samego dnia, o szóstej po południu, w domu Ann rozdzwonił się telefon. Edith
podniosła słuchawkę.
 Czy zastałem panią Prentice?  zapytał Richard Cauldfield.
 Nie, proszę pana. Poszła na tę swoją konferencję do Domu Starszych Pań, czy jak
mu tam. Pewno nie wróci do siódmej.
 A pannę Sarah?
 Właśnie wchodzi do domu. Chce pan z nią rozmawiać?
 Nie, przyjdę potem.
Richard przemierzał odległość między mieszkaniem służbowym a domem Ann sta-
nowczym, równym krokiem. Był po nie przespanej nocy, spędzonej na rozmyślaniach.
Ostatecznie powziął niezachwiane postanowienie.
Tak dalej być nie może. Najpierw powinna to sobie uświadomić Sarah, a następnie
Ann. Ta dziewczyna zamęcza matkę napadami złego humoru i uporem! Biedna, de-
86
likatna Ann. Jednak jego myśli o Ann były zaprawione odrobiną goryczy. Choć sam
przed sobą nie chciał się do tego przyznać, czuł do niej pewną urazę: otóż, gdy tylko
wybuchała awantura, Ann robiła uniki, zasłaniając się bólem głowy, zdenerwowaniem
 typowo kobiecymi sztuczkami.
Ann powinna stawić czoło sytuacji!
Te dwie kobiety... Trzeba położyć kres owym babskim nonsensom!
Energicznie zadzwonił do drzwi. Powitała go Edith i wprowadziła do salonu.
Sarah, ze szklanką w ręku, odwróciła się od kominka.
 Dobry wieczór, Richardzie.
 Dobry wieczór, Sarah.
Sarah wyznała dość powściągliwie:
 Przykro mi, Richardzie, z powodu wczorajszego wieczoru. Chyba zachowałam się
niezbyt uprzejmie.
 W porządku.  Richard machnął wielkodusznie ręką.  Nie będziemy więcej
o tym mówić.
 Napijesz się?
 Nie, dziękuję.
 Obawiam się, że mama jeszcze nieprędko wróci. Poszła do...
Richard nie dał jej dokończyć.
 Przyszedłem zobaczyć się z tobą.
 Ze mną?  Oczy Sarah zwęziły się. Zrobiła kilka kroków i usiadła, przyglądając
mu się podejrzliwie.
 Chcę omówić z tobą pewne sprawy. Wydaje mi się, że tak dalej być nie może.
Chodzi mi o ciągłe spory i kłótnie. To nie jest w porządku wobec twojej matki. A tobie,
jestem pewien, zależy na jej szczęściu i spokoju.
 Naturalnie  przytaknęła Sarah spokojnie.
 A zatem, mówiąc między nami, musimy dać jej odpocząć. Za tydzień zamierzamy
się pobrać. Kiedy skończy się nasz miesiąc miodowy i wrócimy do domu, jak myślisz,
jak będzie wyglądało życie we troje pod jednym dachem?
 Jak prawdziwe piekło, powiedziałabym.
 No właśnie. Przyznajesz sama. Chcę od razu powiedzieć, że nie zwalam całej winy
na ciebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl