[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak oczyściliśmy buty Everetta z mojego lunchu, mojego roweru nigdzie nie było.
Nie byłam do niego jakoś szczególnie przywiązana, ale to oznaczało o jedną mniej
wolność w moim życiu. Zaczynały kończyć mi się opcje.
Ale teraz, przynajmniej miałam miejsce do spania. Zwinęłam się pod grubą
kołdrą owiniętą wokół mnie i zamknęłam oczy, modląc się by sen przyszedł szybko.
* * *
Następnego dnia dotarłam na swoją zmianę na czas, zadowolona że zostawiłam
jakieś ciuchy na przebierkę w pracy na dni takie, jak te. Szósta rano była bezbożną
porą pracy, ale spałam zaskakująco dobrze na nierównej kanapie i chociaż raz
naprawdę dobrze się czułam.
W pracy było normalnie jak zawsze, aż do pory po lunchu. Moją jedyną
wskazówką do tego, że miało stać się coś złego, był zaniepokojony wzrok Clare,
stojącej 2 alejki dalej, skierowany za moje plecy. Odwróciłam się, by zobaczyć
nadchodzącego Macona i nie było niczego co mogłam zrobić, by uciec.
Dlaczego nie powiedziałaś mi, że miałaś aborcję?
W pierwszej chwili jego słowa nie dotarły do mnie.
Ja... co?
Powinnaś była mi powiedzieć, że byłaś w ciąży. Zaopiekowałbym się tobą!
Gapiłam się na niego, jego słowa były nagłym kopniakiem w brzuch.
Macon, - wymamrotałam, usiłując sformułować odpowiedz na rozmowę jakiej
nigdy się nie spodziewałam, - Ja nie jestem... nie byłam...
Dokonałaś aborcji?
Spojrzałam na Dolly, kasjerkę której pomagałam. Zbulwersowany wzrok na jej
twarzy sprowadził całą sytuację na ziemię i było to jak cios w żołądek.
Nie, - powiedziałam stanowczo. - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła!
Wiedziałam z wyrazu jej twarzy, że mi nie wierzyła.
Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? - powiedział Macon, a ja odwróciłam się
do niego.
Patrzyłam na niego, z otwartą buzią, niezdolna do powiedzenia czegokolwiek.
To musiał być chory żart.
Macon, nie byłam w ciąży, nigdy nie miałam aborcji.
Jaką musisz być osobą, by zabijać nienarodzone dziecko?
Byłam centrum zainteresowania dla całego przodu sklepu, wszystkie oczy były
na mnie i nagle nie mogłam oddychać. Moje płuca skurczyły się nie będąc w stanie
wciągnąć powietrza do środka; nic nie mogło mi przejść przez gardło. Nie miałam
ataku astmy odkąd byłam małą dziewczynką. Dawno temu wyrzuciłam swój
inhalator, myśląc że już nigdy nie będę go potrzebować. Znajome poczucie
ściskającej moje serce i płuc pięści wrzuciło mnie w panikę i walczyłam, by zdobyć
powietrze.
Z drogi! - usłyszałam znajomy głos dzwięczący w powietrzu, a następnie była
tam Clare. - No dalej dziewczyno, ładnie i powoli. Po prostu wdychaj i
wydychaj powietrze.
Obok nas pojawił się Rob.
Co się stało? Czy z Lacey wszystko dobrze?
Myślę, że ma atak astmy. - Ramię Clary objęło mnie, kiedy prowadziła mnie
do półek wzdłuż przedniej ściany. - Usiądz i skup się na oddychaniu, kochana.
Skarbie? - Macon ukucnął przede mną z twarzą wypełnioną fałszywą troską. -
Dobrze się czujesz?
Odsuń się, - warknęła Clare i wepchnęła się przed niego. - Już dobrze, nikt cię
nie skrzywdzi, po prostu oddychaj.
Nabrałam kilka dławiących sapnięć po powietrze, zanim poczułam że moje
płuca się rozluzniają. Teraz łzy ściekały mi po policzkach, a ja wytarłam je tyłem
ręki.
Co się tutaj dzieje?
Głos pani Holloway prawie doprowadził mnie do kolejnego ataku astmy, więc
utrzymywałam oczy na podłodze.
Lacey miała atak astmy.
Właśnie widzę.
Spojrzałam w górę, by ujrzeć menadżerkę sklepu wpatrującą się we mnie, z
wargą podwiniętą w pogardzie. Jej mrożący wzrok przesunął się na Macona, potem
po Clare i z powrotem na Roba.
Czy teraz jest z nią lepiej?
Do tego czasu powietrze ponownie docierało do moich płuc. Nadal nie było to
na sto procent, ale kiwnęłam głową i i tak odpowiedziałam.
Tak proszę pani, - wyskrzeczałam znikomym głosem.
Bardzo dobrze panno St. James, zechciałabyś pójść za mną.
Mój żołądek zwinął się w mocny supeł. Kiedy się wyprostowałam, nie mogłam
nawet spojrzeć na tę kobietę, wiedząc dokładnie co miało się właśnie stać. Mój wzrok
opadł na Macona, który wtopił się w tylne otoczenie, by obserwować postępowanie.
W jego oczach był dziki błysk, kiedy przyglądał się reakcjom ludzi. Mała zmarszczka
w kąciku jego ust powiedziała mi, że powstrzymywał uśmiech.
O, Boże. Cała ta męka, była okrutnym żartem, a ja utknęłam na jego żałosnym
końcu.
Blisko mnie, słyszałam jak Clare podnosi głos.
Pani Holloway, to nie była jej wina...
Panno Bishop, - powiedziała nasza menadżerka głosem, który nie znosił
sprzeciwu, - proszę wrócić do swoich klientów.
Nie mogłam zmusić się, by spojrzeć na Clare ani na nikogo innego w sklepie.
Kiedy przechodziłam obok kasy, usłyszałam jak ktoś cicho zadał pytanie, a głośnym
szeptem odpowiedziała Dolly.
Boże błogosław jej serce, ona miała aborcję.
Nie, nie miałam, - odwarknęłam kiedy ją mijałam, ale było za pózno. Do czasu
kiedy wyjdę z biura menadżerki, cały sklep będzie wiedział. Prawda nie miała
znaczenia; ta plotka była zbyt soczysta by kłopotać się szczegółami.
Przeszłam za wielką kobietą przez alejki i weszłam do biura na tyłach
budynku. Nie było ono duże, ale przestrzeni starczyło na biurko i krzesła. Pani
Holloway zamknęła za mną drzwi.
Czy wiesz dlaczego cię tu zaprosiłam?
Bo nigdy mnie nie lubiłaś? Cokolwiek moja babcia powiedziała do ucha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]