[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skompromituję na tym balu i swoim zachowaniem zdradzę, że przybywam z przyszłości. A więc
dlaczego hrabia chce, żeby to odbyło się koniecznie jutro?
- Tak, dlaczego? - mruknął pan George. - Wygląda na to, że się ciebie boi. I tego, czego byś się
jeszcze mogła dowiedzieć, gdybyś miała więcej czasu.
Do starej pracowni alchemicznej nie było już daleko. Jeśli się nie myliłam, musiała być zaraz za
następnym zakrętem. Dlatego zwolniłam kroku.
wisiały niezliczone malowidła w ramach, bardzo stare mapy, ręcznie tkane dywany i kolekcje
sztyletów. W witrynach wystawiona była porcelana, wyglądająca na wartościową, a poza tym
znajdowały się tu różne instrumenty muzyczne oraz cała masa skrzyń i rzezbionych szkatułek, do
których w innych okolicznościach chętnie bym zajrzała.
- Nie znam się na makijażu, ale jeśli potrzebujesz kogoś, komu chciałabyś się wygadać na temat
Gideona, to jestem dobrym słuchaczem - powiedział pan George.
- Na temat Gideona? - powtórzyłam przeciągle, jakbym musiała raz jeszcze się zastanowić, kto to
właściwie jest. - Ze mną i z Gideonem wszystko jest w porządku. - W najlepszym porządku. Bam!
Uderzyłam pięścią w ścianę. - Jesteśmy przyjaciółmi. Nikim więcej jak tylko przyjaciółmi.
Niestety, słowo przyjaciółmi" nie chciało mi lekko przejść przez gardło. Wycedziłam je przez
zaciśnięte zęby.
- Ja też miałem kiedyś szesnaście lat, Gwendolyn. - Małe oczka pana George'a mrugnęły do mnie z
czułością. -1 przyrzekam ci, że nie powiem, że cię ostrzegałem. Chociaż to prawda...
- Jestem pewna, że w wieku szesnastu lat był pan miłym facetem.
Trudno było sobie wyobrazić, że pan George celowo mógłby opleść kogoś swoją siecią, zwieść
pocałunkami i pięknymi słówkami... Kiedy tylko jesteś w pobliżu, od razu mam ochotę dotykać
cię i całować". Spróbowałam strząsnąć z siebie wspomnienie gorącego spojrzenia Gideona, mocno
tupiąc nogami w ziemię. Porcelana zatrzęsła się w witrynach.
No i dobrze. Po co komu lekcja menueta, żeby złagodzić agresję? To mi wystarczyło. Choć
roztrzaskanie jednej czy drugiej wazy, najwyrazniej drogocennej, pewnie wzmocniłoby ten efekt.
Pan George długo przyglądał mi się z boku, ale w końcu tylko ścisnął moje ramię i westchnął. W
regularnych odstępach Czasu mijaliśmy rycerskie zbroje i jak zawsze miałam nieprzyjemne
wrażenie, że mnie obserwują.
- Tam w środku ktoś jest, prawda? - szepnęłam do pana George'a. - Jakiś biedny nowicjusz, który
przez cały dzień nie może pójść do toalety, co? Widzę, że się na nas gapi.
- Nie - zaprzeczył pan George i cicho się zaśmiał. - Ale W hełmach zainstalowano kamery
przemysłowe i pewnie dlatego ci się zdaje, że ktoś na ciebie patrzy.
Aha, kamery przemysłowe. Hm, im przynajmniej nie musiałam współczuć.
Kiedy dotarliśmy do pierwszych stopni prowadzących do piwnicy, przyszło mi do głowy, że pan
George o czymś jednak zapomniał.
- A nie chce mi pan zawiązać oczu?
- Myślę, że dzisiaj możemy to sobie darować - powiedział pan George. - Nie ma tu nikogo, kto by
nam tego zabronił, prawda?
Spojrzałam na niego zaskoczona. Zwykle całą tę drogę pokonywałam z oczami przewiązanymi
czarną chustką, ponieważ Strażnicy nie chcieli, żebym mogła samodzielnie odnalezć drogę do
chronografu umożliwiającego podróże w czasie. Z jakiegoś powodu uważali za prawdopodobne, że
mogłabym go ukraść. Co oczywiście było bzdurą. Chronograf nie tylko był dla mnie straszny:
działał na krew! Nie miałam też bladego pojęcia, jak używać tych niezliczonych zębatek, dzwigni i
przegródek.
Ale jeśli chodzi o jego ewentualną kradzież, wszyscy Strażnicy mieli na tym punkcie hopla.
Przyczyną ich zachowania prawdopodobnie było to, że kiedyś istniały dwa chronografy.
Siedemnaście lat temu moja kuzynka Lucy i jej chłopak Paul, numer dziewięć i dziesięć w kręgu
podróżników w czasie, uciekli z jednym z nich. Jakie dokładnie były motywy tej kradzieży, tego
dotąd nie zdołałam się dowiedzieć i w ogóle cała ta sprawa była dla mnie niejasna.
- Na marginesie, madame Rossini prosiła, żeby ci przekazać, iż jednak wybrała inny kolor twojej
balowej sukni. Niestety, zapomniałem jaki, ale jestem przekonany, że będziesz wyglądała
zachwycająco. - Pan George parsknął śmiechem. -Mimo że Giordano przedstawił mi w
najczarniejszych barwach opowieść o tym, że w osiemnastym wieku będziesz popełniała jedno
straszliwe faux pas za drugim.
Serce na moment mi stanęło. Na ten bal będę musiała pójść z Gideonem i nie mogłam sobie
wyobrazić, bym jutro była w stanie zatańczyć z nim menueta, niczego przy tym nie masakrując. Na
przykład jego stopy.
- Właściwie skąd taki pośpiech? - spytałam. - Dlaczego ten bal, z naszego punktu widzenia, musi
się odbyć koniecznie już jutro wieczorem? Nie możemy zaczekać parę tygodni? Przecież tak czy
owak bal odbył się określonego dnia w 1782 roku, więc to obojętne, kiedy my się na niego
wybierzemy, prawda? - Pomijając sprawę Gideona, to pytanie nękało mnie już od dawna.
- Hrabia de Saint Germain dokładnie określił, ile czasu może upłynąć w obecnych czasach między
kolejnymi wizytami u niego - wyjaśnił pan George, puszczając mnie przodem po kręconych
schodach.
Im dalej i głębiej wkraczaliśmy w piwniczny labirynt, tym bardziej czuć było stęchliznę. Tu, na
dole, na ścianach nie wisiały już obrazy i choć za sprawą czujników ruchu wszędzie, gdzie się
poruszaliśmy, zapalało się światło, korytarze, odchodzące to w lewo, to w prawo od naszej trasy, po
kilku metrach niknęły w przerazliwych ciemnościach. Podobno zaginęło tu już sporo ludzi, a
niektórzy po wielu dniach pojawiali się w miejscach położonych na drugim końcu miasta. Tak w
każdym razie mówiono.
- Ale dlaczego hrabia tak to określił? I dlaczego Strażnicy tak kurczowo się tego trzymają?
Pan George nie odpowiedział, tylko ciężko westchnął.
- Gdyby dali nam jeszcze kilka tygodni, hrabia wcale by tego nie zauważył, prawda? Siedzi w roku
1782 i czas wcale nie biegnie dla niego wolniej. A ja mogłabym spokojnie nauczyć się tego całego
menueta i może wiedziałabym też, kto kogo oblegał w Gibraltarze i dlaczego. Abstrahując od
Gideona. Wtedy nikt nie musiałby się za mnie wstydzić i obawiać się, że okropnie się
skompromituję na tym balu i swoim zachowaniem zdradzę, że przybywam z przyszłości. A więc
dlaczego hrabia chce, żeby to odbyło się koniecznie jutro?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]