[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A jeśli nie zechcę go sprzedać? - spytał Hannibal.
- Będziesz musiał zaczekać na swoją kolej i stanąć przed komisją, pewnie już jako
dorosły.
- Mój mąż mówił, że to obraz od pary - powiedziała pani Murasaki. - %7łe razem są
warte o wiele więcej. Nie wie pan przypadkiem, gdzie jest ten drugi, ten Canaletta?
- Nie, Madame.
- Warto by było się dowiedzieć, monsieur. - Popatrzyła mu prosto w oczy. -
Chciałabym się z panem jakoś skontaktować. Ja z panem - dodała z naciskiem na ja .
Dał jej adres hoteliku w pobliżu Gare de l'Est, nie patrząc na Hannibala, uścisnął mu
rękę i zniknął w tłumie.
Hannibal zarejestrował się jako osoba wysuwająca roszczenia, po czym wraz z panią
Murasaki przespacerował się wśród bezładnej mieszaniny dzieł sztuki. Widok odcisku ręki
Miszy wprawił go w odrętwienie; ożywioną miał tylko twarz, bo pani Murasaki poklepała go
po policzku i czuł dotyk jej ręki.
Przystanął przed gobelinem o nazwie Poświęcenie Izaaka i długo go oglądał.
- W korytarzach na górze mieliśmy pełno gobelinów - powiedział. - Stając na palcach,
mogłem dotknąć ich dolnego brzegu. - Odchylił róg tkaniny. - Zawsze wolałem tę stronę,
osnowę i wątki, które tworzą obraz.
- Są jak splątane myśli - odparła pani Murasaki.
Hannibal puścił gobelin. Abraham zadrżał, ściskając syna za gardło, anioł wyciągnął
rękę, żeby powstrzymać nóż.
- Myślisz, pani, że Bóg chciał zjeść Izaaka i dlatego kazał Abrahamowi go zabić?
- Nie, Hannibalu. Oczywiście, że nie. Anioł zdąży mu przeszkodzić.
- Tym razem tak. Ale nie zawsze.
Kiedy Trebelaux zobaczył, że już wychodzą; zmoczył wodą chustkę w toalecie i
wrócił na korytarz. Rozejrzał się szybko. Nie patrzył na niego żaden z urzędników
pilnujących ekspozycji. Z dreszczykiem podniecenia zdjął obraz ze ściany, odchylił
przezroczysty papier i starł chustką kredowy odcisk ręki. Mógł go zostawić ktoś nieostrożny,
kiedy obraz trafił do depozytu. Wartość sentymentalna? Po co?
31
Funkcjonariusz Renę Aden czekał po cywilnemu przed hotelem Trebelaux, dopóki nie
zgasło światło na drugim piętrze. Wtedy poszedł na dworzec kolejowy, żeby coś przekąsić, i
zdążył wrócić w chwili, gdy Trebelaux wyszedł z hotelu ze sportową torbą w ręku.
Na postoju przed Gare de l'Est wsiadł do taksówki, pojechał na drugi brzeg Sekwany,
wysiadł przed łaznią parową przy rue de Babylone i wszedł do środka. Aden zaparkował
nieoznakowany samochód w strefie przeciwpożarowej, policzył do pięćdziesięciu i wszedł do
holu. Powietrze było tam gęste i pachniało płynem do nacierania. Mężczyzni w szlafrokach
czytali gazety w kilku językach.
Aden nie zamierzał się rozbierać. Był człowiekiem zdecydowanym, lecz jego ojciec
zmarł na stopę okopową, dlatego nie chciał zdejmować butów w takim miejscu. Wziął z
wieszaka gazetę w drewnianej ramce i usiadł na krześle.
Stukocząc przydużymi drewniakami, Trebelaux szedł przez sale pełne mężczyzn
pocących się w upale na wyłożonych kafelkami ławkach.
Prywatne sauny wynajmowało się na piętnaście minut. Wszedł do tej drugiej. Nie
zapłacił, bo już za niego zapłacono. Powietrze było gęste i wilgotne, więc, wytarł ręcznikiem
okulary.
- Czemu tak długo? - rzucił Leet z kłębów pary. - Zaraz się tu rozpuszczę.
- Recepcjonista przekazał mi wiadomość, kiedy byłem już w łóżku - odparł Trebelaux.
- Policja obserwowała cię dzisiaj w muzeum.. Wiedzą, że Guardi, którego mi
sprzedałeś, jest trefny.
- Kto ich na mnie nasłał? Ty?
- Przestań. Myślą, że wiesz, kto ma obrazy z zamku Lecterów. Wiesz?
- Nie. Może mój klient wie.
- Jeśli zdobędziesz drugi Most Westchnień, sprzedamy obydwa.
- Ale komu?
- To moja sprawa. Dużemu kupcowi z Ameryki. Powiedzmy, że pewnej instytucji.
Wiesz coś, czy pocę się na datmo?
- Odezwę się - odrzekł Trebelaux.
Nazajutrz po południu Trebefaux kupił bilet do Luksemburga na Gare de l'Est. Aden
patrzył, jak wsiada z walizką do pociągu. Konduktor był niezadowolony z napiwku.
Aden wykonał szybki telefon na Quai des Orfevres i pokazawszy konduktorowi
odznakę, w ostatniej chwili wskoczył do odjeżdżającego pociągu.
Gdy dojechali do Meaux, zapadła już noc. Trebelaux poszedł do łazienki z
przybornikiem do golenia. Gdy znowu ruszyli, wyskoczył z pociągu, zostawiając w
przedziale walizkę.
Ulicę za dworcem czekał na niego samochód.
- Dlaczego akurat tutaj? - spytał Trebelau, siadając obok kierowcy. - Mogłem
przyjechać do Fontainebleau.
- Prowadzimy tu interesy - odparł kierowca. - Dobre interesy. - Trebelaux znał go jako
Christophe'a Klebera.
Kleber podjechał do pobliskiej kafejki, gdzie zamówił obfitą kolację; zaczął od zupy z
porów, którą wypił prosto z miseczki. Trebelaux bawił się sałatką; fasolką szparagową
wypisywał swoje inicjały na brzegu talerza.
- Policja skonfiskowała Guardiego - powiedział, gdy Kleberowi podano kotlet cielęcy.
- Już mówiłeś, Hercule'owi. Nie powinieneś gadać o takich rzeczach przez telefon. O
co chodzi?
- Policja powiedziała Leetowi, że zrabowano go na Wschodzie. To prawda?
- Ależ skąd. Kto go wypytywał?
- Jakiś inspektor z listą z komisji. Mówił, że Guardiego skradziono. Skradziono?
- Widziałeś pieczęć?
- Co jest warta pieczęć sowieckiego Komisariatu Oświaty?
- Ci z policji mówili, do kogo należał? Jeśli do jakiegoś %7łyda, sprawa nie ma
znaczenia, bo alianci nie odsyłają rzeczy odebranych %7łydom. %7łydzi nie żyją. Sowieci
zatrzymują je dla siebie.
- To nie jest zwykły policjant, to jest inspektor - odparł Trebelaux.
- Mówisz jak prawdziwy Szwajcar. Jak się nazywa?
- Popił, jakoś tak.
- Aaaa... - Kleber wytarł usta serwetką. - Tak myślałem. W takim razie nie ma sprawy.
Od lat jest na naszej liście płac. Próbował wymusić od niego pieniądze, to wszystko. Co mu
Leet powiedział?
- Jeszcze nic, ale jest zdenerwowany. Na razie zwalił winę na Kopnika, swego
nieżyjącego już wspólnika.
- Leet nic nie wie? Nie domyśla się, skąd masz ten obraz?
- Myśli, że kupiłem go w Lozannie, tak jak uzgodniliśmy. Zaczyna mendzie, domaga
się zwrotu pieniędzy. Powiedziałem, że skontaktuję się z klientem.
- Mam Popiła w kieszeni. Zapomnij o tym, zostaw to mnie. Mamy do obgadania
poważniejszą sprawę. Mógłbyś pojechać do Ameryki?
- Przez kontrolę celną niczego nie przemycam.
- Kontrola celna to nie twój problem. Ty masz tylko negocjować, tam, na miejscu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]