[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aluminium. Samiec staranował przesmyk z ogłuszającym metalicznym trzaskiem,
osaczając Alexa porożem, przez co był uwięziony niczym w klatce krwistych siniaków i
kości.
Aoś! Alex dostrzegł to w momencie idealnej jasności, wspomnieniu o jakimś długim
programie o przyrodzie, który okazał się dla niego końcowym błogosławieństwem. Właśnie
tak! Zaraz zostanę zabity przez cholernego byka łosia.
Aoś wyszarpnął swoje rogi z aluminium, żeby natrzeć jeszcze raz. Tuż przed tym zanim
został przebity, Alex wyrwał kawał drewna i zdzielił nim prosto między oczy łosia.
Upadł niczym worek piasku.
Wskoczył na niego, stanął mu na barkach i wykorzystując rogi, schylił się do jego gardła.
%7łyły i tętnice szyjne biły głęboko pod grubą, ciemną sierścią łosia. Reszta jego ciała była pokryta
lżejszym kolorem, włosy były krótsze, ale żeby dostać co chciał, Alex musiał się przebić przez
grubą, piżmową grzywę, warcząc z frustracji aż nie znalazł ciała i nie
przegryzł szyi.
Fontanna krwi zalała policzek Alexa. Otworzył usta i pił tak szybko jak tylko mógł. Aoś
próbował wstać na nogi i podnieść głowę, ale Alex przydusił go z powrotem i pił dalej. Aoś
wydobył z siebie ogromne westchnienie rezygnacji, które podrażnił Alexa, po czym ustąpił.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Ciepło umierającego ciała wsiąkało w jego schłodzone, potrzebujące kości. Masywne,
pompujące serce słało do jego gardła gorącą krew. Pił tak szybko, że nie mógł połknąć
wszystkiego. Krew spływała mu z ust i po piersi.
W głębi umysłu wiedział, że ktoś może wyjść z domu, aby sprawdzić co to za hałasy, ale
się tym nie przejmował. Przede wszystkim liczyło się jedzenie.
Alex nigdy się nie obżerał z pojedynczej ofiary - ani razu w swoim życiu.
Nigdy też nie zabił, żeby jeść, pomijając robaki zeszłej nocy. Te wijące się małe żyjątka, które
połknął tak szybko jak tylko mógł, starając się do nich przywyknąć. Ale mając pod
sobą tą szlachetne stworzenie, swojego przeciwnika, powoli odbierając mu życie było to
równocześnie honorem jak i grzechem.
Kiedy strumień krwi znacząco się zmniejszył, Alex zaczął płakać. Wiedział, że żywi się
krwią. Oznaczało to, że przejedzenie ponad normę wprawiało go melancholię tak samo jak
przemoc. Znał te objawy, widział je w nowym świetle, ale wiedział, że nie poczuje się ani trochę
lepiej.
Aoś ciągle dyszał, próbując wciągnąć tlen swoje umierające ciało. Bicie jego serca okazało się
niekonsekwentne. Zacisnął dłonie w pięści na sierści łosia, do momentu aż nie mógł
ssać świeżej krwi. Potem zwierzę tylko leżało, dając ostatnie, trzepoczące znaki w
proteście odważnego serca.
Gdy wszystko dobiegło końca, zsunął się na ziemię. Kropelki krwi na śniegu podobne do
rubinów zamarzły wokół niego. Mrozne gwiazdy mrugnęły na niebie nad nim. Nigdy w
życiu nie był tak nasycony. Miał wrażenie, że już nigdy się nie ruszy. W końcu krew na jego
twarzy zaczęła go swędzieć. Starł ją nieco za pomocą ziarnistego śniegu i wstał na nogi.
Nawet martwy, łoś prezentował się królewsko. Alex pochylił się, by dotknąć go ostatni raz, po
czym odszedł oszołomiony i zagubiony. Przez moment szedł szlakiem pozostałych łosi,
ale potem skręcił w inną stronę, kierując się poczuciem, że Helena prowadzi go do domu.
Najpierw szedł powoli, potem zaczął biec w przypływie niespodziewanej energii która go
wypełniała.
Aby się przetestować, zdecydował się biec na pełnych obrotach, aby zobaczyć jak daleko
może zajść. Sądził, że może przebiegnie jakieś pięćdziesiąt metrów. Zamiast tego,
przebiegł całą drogę do domu Heleny a myśl: Nic mi nie będzie, ciągle kotłowała się po jego
umyśle.
Jak sądził, około trzeciej nad ranem, wślizgnął się przez tylne drzwi, kierując się prosto do
piwnicy.
Podbudowany łosiem, nie martwił dokładnym położeniem Heleny.
Doszedł do wniosku, że musiała spać.
Nie w swoim biurze, przyglądała mu się w niemym przerażeniu.
Uh, hej - powiedział, przyprawiając ją o dreszcze.
Rozdział VII
Helena krzyknęła i rzuciła się do drzwi biura. Tanie, lekkie drzwi nawet nie trzasnęły
przekonująco, tym bardziej nie miały zamka. Alex usłyszał darcie materiału szlafroka, gdy sama
z nim walczyła. Słyszał jej spanikowany oddech i jej szalejące serce.
Cholera. Alex spojrzał w dół. Wyglądał jakby się turlał po rzeznie. No tak, był też goły. Miała
zamiar zadzwonić na policję.
- Helena?- próbował brzmieć zwyczajnie jak zwykle. Jak najbardziej ludzko.- To krew łosia.
To wszystko. To długa historia. Ale ja, uh, idę teraz na dół. Więc... dobranoc.
Czekał kilka bić serca, aż usłyszał długi, drżący wydech po drugiej stronie drzwi.
- B-branoc?- powiedziała piszczącym szeptem.
Depcząc tak, że słyszała każdy jego krok, zszedł do piwnicy i słuchając stanął u podstaw
schodów napięty jak strzała. Jeżeli wezwała pomoc, będzie musiał się zmierzyć z większą
ilością przygód na zewnątrz. Długo nic nie słyszał, aż po długiej chwili, usłyszał, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]