[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1945 roku. Udało się ustalić, że w Jugowicach znajdowała się też siedziba
SS, SD i III Amt Abwehra, ochraniających teren budowy.
Obóz dla robotników przymusowych Eule (Sowina) jest najmniej
Poznanym miejscem pracy przymusowej. Nie znamy jego dokładnej
lokalizacji ani nie posiadamy żadnych danych na jego temat. Wiemy
tylko, że w przysiółku Sowina istniał jakiś obóz, który na pewno nie
należał do kompleksu AL Riese. W terenie pozostały po nim liczne ślady.
Są tam m.in. fundamenty oraz fragmenty budowli i murów.
Niewiele wiemy również o obozie Stenzelberg. Jedynym śladem jest
raport lekarza sprawującego nadzór nad obozami w Górach Sowich,
datowany na 27 maja 1944 roku. Jest w nim mowa o obozie noszącym
nazwę Stenzelberg. Według śladów na powierzchni góry (położonej na
południe od Chłopskiej Góry) można stwierdzić, że istniał tam jakiś obóz.
Widoczne są okrągłe płyty betonowe, na których stały baraki typu celta
oraz resztki kanalizacji. Jednak nie możemy jednoznacznie stwierdzić
czy są to ruiny obozu Stenzelberg, czy też ruiny jakiegoś nieznanego,
zupełnie innego obozu.
Jeszcze mniej wiadomo o obozach Waldlager I, II, III. Prawdopodo-
bnie były to obozy położone w okolicy stawów w Głuszycy oraz przy
drodze na zboczu Jagodzińca. Istnieją tam ślady po trzech obozach o
nieznanej nazwie.
Na terenie Gór Sowich istniało co najmniej kilkanaście małych,
prowizorycznie urządzonych obozów bez nazwy, które nadawały się do
szybkiego przeniesienia w inne miejsce, w związku z postępem prac
budowlanych. Były to często kilkudziesięcioosobowe komanda o na-
zwach tworzonych od nazwisk ich dowódców. Po ich działalności (a
raczej bytności) nie zostały żadne ślady i obecnie nie jest możliwe
odnalezienie miejsc, w których komanda owe przebywały.
Podsumowując. Instytucje odpowiedzialne za zapewnienie budowie w
Górach Sowich odpowiedniej ilości rąk do pracy, zorganizowały cały
szereg obozów koncentracyjnych, obozów pracy przymusowej oraz wiele
luznych komand roboczych. Przebywali w nich więzniowie, jeńcy
wojenni oraz robotnicy przymusowi, którzy pod nadzorem specjalistów z
OT prowadzili zakrojone na szeroką skalę prace, zarówno na powierzchni
jak i pod powierzchnią Gór Sowich.
W kontekście opisu robót prowadzonych w Górach Sowich nie można
również nie wspomnieć o unikalnym wręcz systemie różnych
zabezpieczeń. Celem ich było utrzymanie w tajemnicy charakteru
realizowanych tam zadań. Dla zapewnienia ochrony" kontr-
wywiadowczej powołano specjalną placówkę III Amt Abwehra -
liczącą ponad 100 osób. Na terenie budowy działali również agenci SD i
Gestapo. Tymczasem miejscowa ludność miała zakaz przebywania w
pobliżu terenów budowy - zabroniono jej nawet opuszczania domów w
czasie wyładunku nowych transportów więzniów. Utajnienie posunęło się
do tego stopnia, że oficerom dowodzącym oddziałami wartowniczymi w
podziemiach wolno było się poruszać tylko w obrębie tego fragmentu
tunelu, który był strzeżony przez ich oddział. Komanda robocze nosiły
podwójne nazwy, inne w czasie pracy w podziemiach, inne w obozie.
Kierowca jednego z oficerów nadzorujących budowę wspominał, że w
kierownictwie budowy obowiązywał zakaz noszenia mundurów,
wymieniania stopni wojskowych i oddawania honorów wyższym
stopniem. Plany robót znało prawdopodobnie wąskie grono z
kierownictwa budowy i kilku wyższych funkcjonariuszy wojska i SS.
Poza wspomnianymi już ograniczeniami, ludność miejscowa miała także
zakaz wyjazdu z terenu budowy bez zezwolenia oraz przyjmowania gości
spoza terenu objętego budową. Całego obszaru strzegło około 4 tys.
żołnierzy Waffen-SS z oddziałów SS-Totenkopf (oddziały wartownicze z
obozów koncentracyjnych). Szczególną opieką otaczano wejścia do
podziemi. Jak wspomina E. Szenkowski przed tunelem zawsze stało
dwóch żołnierzy SS, którzy bardzo skrupulatnie sprawdzali wszystkie
osoby wchodzące i wychodzące z tunelu. Przepustki sprawdzano nawet
pracownikom OT, mimo że byli oni ogólnie znani. Podobnie troskliwą
opieką otaczano komanda pracujące pod ziemią. Wejście do tunelu przez
osobę postronną oraz kontakt z pracującymi pod ziemią ludzmi było
praktycznie niemożliwe. Na całym terenie budowy rozstawione były
posterunki, a dodatkowo po lesie chodziły patrole z psami, które
pilnowały, aby nikt niepowołany nie dostał się na teren budowy, a tym
bardziej go opuścił. Zdarzały się też wypadki aresztowania, a czasem
nawet zastrzelenia tych, którzy zbyt głęboko weszli w las. Dwóch
wyrostków z Hitlerjugend przesiedziało ponad miesiąc w wałbrzyskim
więzieniu tylko za to, że zwykła dziecięca ciekawość zaprowadziła ich w
pobliże wlotu do jednego z tuneli. Ponadto wokół całego terenu budowy
rozlokowano gęstą sieć stanowisk artylerii przeciwlotniczej, co jednak
okazało się posunięciem zbędnym, jako że wrogie bombowce ani razu nie
zakłóciły pracy na Baustelle. Dziś po stanowiskach tych pozostały
jedynie na wpół zasypane i zarośnięte krzakami transzeje oraz ruiny
bunkrów-schronów przeciwlotniczych. Niestety nie udało się odtworzyć
w całości rozlokowania tych stanowisk. Znajdowały się bowiem
przeważnie na odsłoniętych zboczach górskich, które obecnie
wykorzystuje się pod pola uprawne.
Dzień powszedni więznia był niekończącą się męką i katorgą, pasmem
cierpień i zwierzęcej wręcz egzystencji. Wszystko to w warunkach
urągających wszelkim ludzkim uczuciom. Z dostępnych wspomnień
świadków tamtych wydarzeń można spróbować odtworzyć wygląd
takiego normalnego" dnia na budowie. Najlepiej określić by ją można
stwierdzeniem - budowy z potu, krwi i łez.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]