[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zatrzymała się myślą na tej ostatniej pozycji.
Właśnie odpoczywała w mieszkaniu. To było ich trzecie mieszkanie, zastawione po
brzegi meblami kupionymi na raty (wpadli na pomysł rat po incydencie z
komornikami).
Odezwał się dzwonek, a jej, przez czyste lenistwo, nie chciało się podejść do drzwi.
Ktokolwiek to był, niechby sobie odszedł. Ale ów ktokolwiek nie zamierzał
odchodzić. Dzwonił i dzwonił. Shirley podniosła się rozezlona. Podeszła do drzwi,
otworzyła je jednym szarpnięciem i stanęła twarzą w twarz z Susan Lonsdale.
Ach, to ty, Suc.
Tak, to ja. Czy mogę wejść?
Prawdę mówiąc, jestem trochę zmęczona. Właśnie wróciłam ze szpitala.
Wiem. Henry mi mówił. Biedactwo, przyniosłam ci kwiaty.
Shirley wzięła pęk przywiędłych żonkili, bez słowa podziękowania.
Wejdz, proszę powiedziała. Wróciła na sofę i położyła się.
Susan Lonsdale usiadła na krześle.
Nie chciałam cię martwić, kiedy byłaś w szpitalu powiedziała ale zdaje mi
się, że powinnyśmy wyjaśnić pewne sprawy.
Jakie, mianowicie?
No cóż, chodzi o Henry ego.
O Henry ego?
Kochanie, chyba nie chcesz bawić się w strusia? Chować głowy w piasek i tak
dalej?
Nie wiem, do czego zmierzasz.
Czyżby? To może nie wiesz także, że Henry i ja nie jesteśmy sobie całkiem
obojętni?
Byłabym głucha i ślepa, gdybym o tym nie wiedziała odparła ozięble Shirley.
No tak, oczywiście. Trzeba też przyznać Henry emu, że jest bardzo czuły na
twoim punkcie. Za nic nie chciałby cię wyprowadzić z równowagi. Lecz widzisz&
Co widzÄ™?
Musimy pomówić o rozwodzie.
Czyim? Henry ego ze mnÄ…?
Tak.
Zatem dlaczego sam mi o tym nie wspomniał?
Och, Shirley, kochanie, przecież go znasz. On tak bardzo nienawidzi jasnego
stawiania sprawy. No i żal mu ciebie.
I mimo tego żalu chcecie się pobrać?
Tak. Cieszę się niezmiernie, że nas rozumiesz.
Przypuśćmy, że rozumiem powiedziała wolno Shirley.
A więc powiesz mu, że wszystko w porządku?
Porozmawiam z nim, to jasne.
To niezwykle milo z twojej strony. Czuję, że wreszcie&
Och, idz już sobie Shirley nie pozwoliła jej dokończyć. Dopiero co
wróciłam ze szpitala i jestem naprawdę zmęczona. Wyjdz, i to natychmiast. Słyszysz?
No wiesz Susan uniosła się gniewem doprawdy uważam, że należałoby
zachowywać się w sposób cywilizowany.
Wyszła z pokoju i z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi frontowe.
Shirley nie poruszyła się. Po jakimś czasie po jej policzku spłynęła wolno jedna łza.
Wytarła ją ze złością. Trzy i pół roku, pomyślała. Trzy i pół roku& i oto, do czego
doszło. I nieoczekiwanie dla samej siebie zaczęła się śmiać. To zdanie zabrzmiało w
jej uszach jak cytat ze złej sztuki.
Nie mogła sobie uświadomić, czy do chwili, kiedy usłyszała przekręcanie klucza w
zamku, minęło pięć minut, czy dwie godziny.
Henry wrócił do domu jak zwykle wesoły i beztroski. W jego dłoni tkwił olbrzymi
bukiet żółtych róż o długich łodyżkach.
Dla ciebie, kochanie. Aadne?
Urocze odrzekła Shirley. Mam już żonkile, choć trochę brzydsze. Pewnie
tanie i nie pierwszej świeżości, jeśli chodzi o ścisłość.
Kto ci je przysłał?
Nie przysłano ich. Przyniesiono. Przyniosła je Susan Lonsdale.
Co za tupet oburzył się Henry.
Shirley popatrzyła na niego lekko zaskoczona.
Po co ona tu przyszła? zapytał.
Czyżbyś nie wiedział?
Chyba mogę zgadnąć. Z tą dziewczyną zdecydowanie nie da się dłużej
wytrzymać.
Przyszła mi oznajmić, że chcesz się rozwieść.
%7łe ja chcę się rozwieść? Ja? Z tobą?
Tak. A nie chcesz?
Oczywiście, że nie zaprzeczył z oburzeniem.
I nie chcesz się ożenić z Susan?
Ani mi się śni.
Za to ona chce wyjść za ciebie.
Tak, tego właśnie się obawiam. Henry wyglądał na przybitego. Wciąż do
mnie wydzwania i zasypuje mnie listami. Nie wiem, co mam z nią zrobić.
Czy powiedziałeś jej, że się pobierzecie?
Och, wiesz, jak to jest, mówi się różne rzeczy wyznał niepewnie. Albo
raczej to kobiety mówią to i owo, a człowiek przytakuje& Ot tak, dla świętego
spokoju. Uśmiechnął się z zażenowaniem. Powiedz Shirley, nie chcesz się ze
mną rozwieść, prawda?
Możliwe, że tak odparła Shirley. Kochanie&
Wiesz, Henry, jestem dość zmęczona.
Bydlak ze mnie. Tak paskudnie się zachowałem. Ukląkł obok niej. Twarz mu
się rozpromieniła dobrze znanym, nęcącym uśmiechem. Ale naprawdę cię kocham,
Shirley. Wszystko inne się nie liczy. Te bzdurne historie nie mają żadnego znaczenia.
Nie mam zamiaru ani ochoty żenić się z nikim innym. Czy pogodzisz się ze mną?
Co tak naprawdÄ™ czujesz do Susan?
Nie moglibyśmy o niej zapomnieć? To koszmarna nudziara.
Chciałabym coś z tego zrozumieć, Henry.
No cóż& Mniej więcej przez dwa tygodnie szalałem za nią, odbierała mi sen.
Potem moje szaleństwo nieco zelżało, lecz nadal byłem przekonany, że jest cudowna.
Po pewnym czasie pomyślałem sobie, że zaczyna mnie odrobinę nudzić. No i
wreszcie okazało się, że miałem rację, że rzeczywiście jest nudna. A w ostatnich
dniach stała się wręcz nie do zniesienia.
Biedna Susan.
Nie martw siÄ™ o niÄ…. Susan jest pozbawiona jakichkolwiek zasad moralnych. To
zwykła puszczalska.
Czasami, Henry, odnoszę wrażenie, że jesteś bez serca.
To nieprawda odparł oburzony. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ludzie
muszą się tak do człowieka przysysać. Zresztą to nawet bywa zabawne, byleby nie
brać ich poważnie.
Cholerny egoista!
Czyżby? Może i tak. No więc jak? Wybaczysz mi?
Nie zostawię cię. Ale tak czy inaczej, przejadło mi się to wszystko. Nie można ci
ufać, jeśli chodzi o pieniądze, no i prawdopodobnie nadal będziesz miewał te głupie
przygody z kobietami.
Och, nie. Nie będę. Przysięgam, że nie.
Henry, bądzże uczciwy.
Postaram się, lecz spróbuj zrozumieć, Shirley, że żadna z tych przygód nie ma
znaczenia. Liczysz siÄ™ tylko ty.
Zastanawiam się poważnie, czy to ja nie powinnam uciąć sobie jakiegoś
romansu! powiedziała Shirley.
Henry odparł, że nie miałby prawa jej za to potępić. Następnie podsunął myśl, że
powinni pójść do jakiejś przyjemnej restauracji i zjeść razem obiad. Przez cały
wieczór był najmilszym kompanem pod słońcem.
ROZDZIAA SIÓDMY
1
Mona Adams wydawała cocktail party. Mona Adams uwielbiała wszystkie
przyjęcia, a już najbardziej własne. Miała chrypkę, a to dlatego, że aby być słyszaną,
musiała wciąż przekrzykiwać gości. To było bardzo udane cocktail party.
Właśnie wykrzykując rozpaczliwie słowo po słowie, pozdrawiała spóznionego
gościa.
Richard! Jak to cudownie! Wracasz z Sahary, czy tym razem z pustyni Gobi?
Ani z jednej, ani z drugiej. Wracam z Fezzan.
Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Ale jak to miło znów cię zobaczyć! Cóż za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]