[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stosunek byłby się mógł zacieśnić. Dagmara bowiem straciła nieco ze swej dumnej
powściągliwości. Lecz obecność gości pomogła jej odzyskać ją na nowo. Rzadko teraz
bywała z mężem sama, gdyż wszystkie posiłki spożywali razem z gośćmi.
Zawsze jednak obcowali z sobą z przyjazną poufałością i niewtajemniczeni mogli
odnieść wrażenie, że to szczęśliwe małżeństwo. Radca i jego przyjaciele czuli się bardzo
dobrze w Taxemburgu. Kuchnia była wyśmienita, wina pierwszorzędne, a służba dobrze
wyszkolona.
Radość przejmowała Rutharta na widok pięknej córki, krążącej po zamkowych
komnatach. Harmonizowała doskonale z tymi świetnymi ramami. Ojcowska duma rozpierała
jego pierś, gdy przyjaciele na wszystkie tony głosili pochwały Dagmary i podziwiali
szlachetną postać jego zięcia.
Usilnie dopytywał się, czego może Dagmara pragnąć w podarku gwiazdkowym.
Dagmara potrząsnęła głową.
- Nie pozostawiłeś mi już pola do życzeń, ojcze.
- Więc jesteś zadowolona z losu?
Spojrzała mu w twarz dużymi, poważnymi oczyma i rzekła:
- Tak ojcze, jestem zadowolona.
Z uśmiechem przycisnął ją do siebie.
- No widzisz, przynajmniej teraz przekonałem Cię wreszcie, że uczyniłem dla ciebie
dobry wybór.
- Byłam zawsze przekonana o tym.
Ojciec patrzył na nią badawczo. Było w niej coś niedopowiedzianego, czego nie umiał
sobie wytłumaczyć. Lecz nie miał zwyczaju zastanawiać się długo nad psyche kobiecą.
Kobiety były dlań zawsze zabawką lub środkiem do celu, a z tego punktu widzenia również
jego córka miała dla niego dużą wartość. Aączyła się z tym pewna duma posiadacza.
Ponieważ Dagmara była piękna, dumna i zwała się hrabiną Taxemburg, była dlań klejnotem,
który należało chronić, otaczać pieczołowitą opieką. A ten klejnot musiał mieć wspaniałą
oprawę. Z zięcia był Klaus Ruthart również zadowolony. Jego arystokratyczna
powierzchowność, obejście pełne dystynkcji, imponująca tężyzna, zjednywały mu nawet
pewną przychylność radcy. I Ginter budził w nim dumę posiadacza, który chętnie widzi, jak
mu przyjaciele zazdroszczą.
Dagmara w czarujący sposób czyniła honory domu i dbała o wygodę gości. Dla
starszych panów była zawsze uprzejma i miła. Z uśmiechem pozwalała im prawić sobie
grzecznostki, odpowiadając na komplementy z wdziękiem i pewną żartobliwą przekorą, z
którą jej było ślicznie. Gdy taki filuterny uśmiech pojawiał się na jej twarzy, mąż wpatrywał
się w nią, nieświadomy całego świata.
Zresztą i on, jako pan domu, prezentował się z najlepszej strony, a przyjaciele radcy,
opuszczając zamek po dwudniowym pobycie, twierdzili, że dni przeżyte w Taxemburgu
zaliczają do najmilszych.
Klaus Ruthart pozwolił sobie na zbytek, by w pogodnym nastroju przebyć u swych
dzieci święta Bożego Narodzenia.
Był obecny przy uroczystym obdarowaniu przez Dagmarę jej licznych podwładnych, a
nawet na przyjęciu dzieci wiejskich drzewkiem Bożego Narodzenia w głównym hallu
zamkowym. Roześmiany patrzył, jaki ten wiejski drobiazg, odświętnie ubrany i wymyty
przez matki, wmaszerował do zamku i z otwartymi buziami pochłaniał wielkimi oczyma
wspaniałości, które Dagmara zgromadziła dla swych małych gości.
Hrabia Ginter był również obecny i patrzył ze zdumieniem jak Dagmara umie ośmielić
najbardziej nieufne dzieci. Wsłuchiwał się w jej głos, który miał ton tak serdeczny i tkliwy,
gdy przemawiała do maleństw. Zmiała się i żartowała z nimi, wkładała cukierki i smakołyki
do łakomych dzióbków. Miłego pucołowatego bębna z konopiastą czupryną, który jeszcze
niepewnie trzymał się na nożętach, podniosła do góry, aby lepiej mógł zobaczyć różne cuda
na drzewku.
Odzywała się do dzieci ich własnym językiem, porozumiewając się z nimi doskonale,
więc też niezadługo spoufaleni malcy czepiali się jej sukni, różnymi życzeniami obsypując
 panią hrabinę .
- Chcę zobaczyć jeszcze raz, podnieś mnie,  pani hrabino - prosił dzieciak z
konopiastą czupryną. Więc Dagmara podniosła go jeszcze raz, pokazując pożądane cacko.
Matki stały nieco dalej, w przyzwoitej odległości z potulną dumą patrząc na swe
pociechy. Hrabiego Gintera opanował tkliwy nastrój na widok żony, pieszczącej obce dzieci.
Miał dziwne uczucie, że po raz pierwszy w życiu przeżywa prawdziwe święto Bożego
Narodzenia.
Jakże mógł sądzić dawniej, że Dagmara, to dama światowa, próżna i bezduszna. Kto
takim tonem umiał przemawiać do dzieci, nie mógł być bez serca i uczucia.
Tylko wobec mnie jest zimna i niewzruszona - pomyślał z boleśnie ściśniętym sercem.
Dlaczego tak jest?
Z westchnieniem sam sobie dał odpowiedz:
Gdyż ciebie nie kocha a małżeństwo zawarła - tak samo jak i ty - choć serce jej
milczało.
Podszedł do niej i pogłaskał malca, którego trzymała na ręku:
- Nie za ciężko ci z nim, Dagmaro? - zapytał.
Z uśmiechem potrząsnęła głową, tuląc dziecko do siebie:
- Jakież to miłe stworzonko, takie małe bobo; o, widzisz, jak śmiesznie otwiera buzkę
- rzekła.
Radca uśmiechnął się znacząco. Układał sobie rozkoszną rolę dziadka, choć
dotychczas nie było widoków na spełnienie tych planów. Cieszył się na myśl o wnukach,
którymi go obdarzy córka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl