[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak.
Pani Teresa odprowadziła nas do południowego skrzydła zamku, stanęła przy
wejściu do zrujnowanych pomieszczeń.
- Po prawej znajdziecie piwnice - podpowiedziała.
Pół godziny chodziliśmy po dawnych komnatach zamkowych zadzierając
głowę, by obejrzeć ściany wy\szych pięter. W piwnicy na podłodze piętrzyły się góry
gruzu. Znalezliśmy miejsce, gdzie kuł człowiek, którego postrzeliła dzielna
stra\niczka. Ten fragment muru wyró\niał się tylko tym, \e był grubszy ni\ pozostałe.
Nie znalazłszy nic ciekawego, wyszliśmy.
- Dziękujemy pani bardzo - ukłoniłem się jej nisko.
Pani Teresa zaczęła wciskać mi do torby butelkę podarowanego jej trunku.
- Proszę nie korumpować urzędnika państwowego - próbowałem wykręcić się
od podarku.
- Za stara dla pana jestem, \ebym miała jakieś ekscesy tu z panem wyprawiać -
śmiała się pani Teresa. - To gościniec za tę strzelbę, co pan ją zalegalizował...
- Nic nie legalizowałem!
- Sam pan mówił, \e teraz nikomu krzywdy nie zrobię - to jakbym trochę
większego straszaka miała.
Bezceremonialnie wsadziła butelkę do torby.
- Gościńca się nie odmawia - oświadczyła.
Ucałowałem panią Teresę w rękę, na co zareagowała rumieńcem i odruchowo
poprawiła włosy.
- Dziękuję i proszę pilnie strzec zamku - po\egnałem ją.
Mariusz równie\ ucałował rękę stra\niczki.
- Jaki ma pani zawód? - usłyszałem jego pytanie.
- Bufetowa - padła odpowiedz.
Mało się nie potknąłem ze śmiechu na dawnym bruku. Zbiegliśmy do
samochodu. Zawróciłem auto w kierunku Czochy.
- Czemu wszyscy kolejno odwiedzali zamek Zwiecie? - pytałem sam siebie. -
Byli tu Izabela, Batura i Torquemada. To pewnie Marca postrzeliła i dlatego nagle
objawił się z zabanda\owaną nogą.
- Ta twoje legitymacja jest prawdziwa? - zapytał mnie Mariusz.
- Tak, mówiłem ci przecie\, kim jestem.
Mariusz sięgnął do mojej torby le\ącej na tylnym siedzeniu.
- Zobaczmy, co szanowny Hiszpan sprezentował Amazonce o imieniu Teresa -
Mariusz oglądał butelkę. Gwizdnął z uznaniem. - Ma gust. Mocna rzecz.
- Prawie nie piję alkoholu.
- Przyda się, jak będziesz przemywał rany albo czyścił broń - śmiał się
Mariusz.
Wtedy przypomniało mi się, \e mam rakietnicę pani Teresy. Zabrałem ją, by
nagle nie postanowiła nas znowu nią sterroryzować, ale zapomniałem oddać.
Obiecałem sobie, \e uczynię to przy najbli\szej okazji.
Szybko wróciliśmy na zamek. Przy bramie zapytałem stra\nika o pewną rzecz.
Był na tyle miły, \e nawet zadzwonił do kolegi, \eby dowiedzieć się tego, o co mi
chodziło. Potem zajechałem na podjazd, gdzie, o dziwo, stały wszystkie auta gości
hotelowych.
- Wybierzesz się ze mną do zamku Gryf po obiedzie? - zaproponowałem
Mariuszowi.
- Jasne, będę u siebie - wskazał na basztę bramną.
Nawet nie zachodziłem do swojego pokoju, tylko od razu zaszedłem do
jadalni, gdzie spotkałem komplet mieszkańców.
- Wujek! - tradycyjnie przywitał mnie radosny okrzyk Michała.
- Gdzie byłeś?
- Na zamku.
- Tym co razem zwiedzaliśmy czy jakimś innym?
- Na tym, który zwiedzałeś z ciocią.
- Spotkałeś tam rycerzy?
- Nie, ale była tam grozna Amazonka.
- A kto to jest Amazonka?
- Grozna niewiasta, których powinieneś wystrzegać się od małego -
roześmiałem się i zająłem miejsce przy stole. - Słyszałem, \e postrzeliła nawet
jakiegoś amatora zwiedzania zamku.
- Nie pakuj głowy chłopca uprzedzeniami - Izabela zwróciła mi uwagę.
- Właśnie - przytaknęła Małgosia. - Na Amazonki trzeba chyba spojrzeć jak na
pierwowzór współczesnych feministek.
Torquemada przyglądał nam się z zainteresowaniem, nic nie rozumiejąc z
rozmowy prowadzonej w języku polskim. Marc lekko się uśmiechał. Pokrótce
wyjaśniłem Hiszpanowi, czego dotyczyła wymiana zdań.
- Współczesne Amazonki musiałyby podbijać miasta mę\czyzn, \eby zwrócić
na siebie uwagę - stwierdził Torquemada. - Uwa\am, \e zniewieścienie mę\czyzn
sięgnęło tak daleko, \e wystarczyłyby im telewizory, w których oglądaliby programy
sportowe, komputery, \eby pograć, sklepy i mo\e kilkukilometrowy, prosty odcinek
autostrady, \eby czasami przejechali się samochodem. Resztę mogłyby robić kobiety.
- Myślę, \e przydałyby się te\ kąciki tematyczne: wędkarstwo, polowanie,
windsurfing... - wtrącił Marc.
- Szowiniści - rzuciła Afrodyta.
- śebyście wiedzieli, \e same sobie świetnie dałybyśmy radę - oświadczyła
Małgosia.
- Tylko kim byśmy rządziły? - Izabela zadała retoryczne pytanie. - Pawle,
podobno przygotowałeś na wieczór jakąś niespodziankę?
- Tak, proponuję, byśmy kilka minut przed dwudziestą pierwszą spotkali się w
sali rycerskiej - powiedziałem. - Będzie to mała uroczystość związana z rozwiązaniem
zagadki zamku Czocha, ale nie proponuję zakładania wieczorowych strojów, bo mam
przeczucie, \e część z nas początek nocy spędzi  na sportowo .
- Co masz na myśli? - zapytała Izabela.
- Czemu nie rozwią\esz zagadki ju\ teraz? - pytał Marc.
- Izabelo, o wszystkim dowiesz się w odpowiednim czasie. Marc, godziny
popołudniowe pragnę spędzić na oględzinach zamku Gryf.
- Teraz jest czas na sjestę - Torquemada przyznał mi rację.
Szybko zostaliśmy z Małgosią i Michałem sami w jadalni. Delektowałem się
smakiem gulaszu wołowego z nieodłączną kaszą gryczaną i ogórkiem konserwowym,
gdy Małgosia postanowiła odbyć ze mną powa\ną rozmowę.
- Czy my jesteśmy jeszcze tobie do czegoś potrzebni? - zapytała Małgosia.
- Jesteście, razem jutro wrócimy do Warszawy.
- Czy nie jesteś zbyt pewny siebie?
- Mo\e jeszcze nie wszystko zaplanowałem, ale czuję, \e to będzie
interesujący wieczór, niezapomniany. Małgosiu, wiem, \e ju\ wszystko między nami
nie będzie takie jak dawniej. Bardzo mi \al tych wspólnych wieczorów muzycznych,
naszych rozmów, bo to był promyczek normalności w moim szalonym \yciu...
- A będziesz za mną tęsknił? - wtrącił się Michał.
Na moment przytuliłem chłopca do siebie.
- Ciebie najlepiej będę pamiętał - zapewniłem go. - Mo\e kiedyś do mnie
przyjedziesz?
- Tak!
Zauwa\yłem, \e Małgosia z czułością patrzyła na mnie i chłopca. Wstała od
stołu i podeszła do mnie od tyłu. Poło\yła mi rękę na ramieniu.
- Jesteś nietypowym facetem - powiedziała.
Zawołała chłopca i razem wyszli. Zamówiłem fili\ankę kawy i wyszedłem z
nią na taras, skąd widziałem Jezioro Leśniańskie. Usiadłem na ławeczce, by chocia\
przez chwilę rozkoszować się świe\ą wiosenną zielenią, ciepłem południowego
słońca, śpiewem ptaków buszujących wśród gałęzi. Piłem kawę drobnymi łykami i tak
jak się spodziewałem, usłyszałem czyjeś kroki.
- Mogę panu towarzyszyć? - zapytał mnie Torquemada.
- Proszę - odpowiedziałem robiąc mu miejsce na ławeczce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl