[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bo palacze tytoniu, obok wtrącających się do prowadze-
nia sprawy szefów, byli drugą zmorą, w przenośni i do-
słownie, zatruwającą kapitanowi Dolińskiemu długie godzi-
ny spędzane w gabinecie pułkownika Dowmina. Papierosy
palili bowiem wszyscy bez wyjątku, chociaż ostatnio nie-
którzy, wzorem pułkownika, zaczynali kupować sobie fajki.
Sherlocki Holmesy zakichane! fukał ze złością, a
po powrocie do swego pokoju czym prędzej otwierał szu-
fladę, w której zawsze leżały przygotowane na taką okazję
tabletki od bólu głowy.
Tego dnia było dokładnie tak samo. Wlokące się w nie-
skończoność roztrząsanie wszelkich aspektów sprawy za-
bójstwa Stefanii Pawelec, tumany gęstego dymu i w efek-
cie, oczywiście, ciężkie łupanie w głowie.
I to wszystko właśnie dzisiaj, gdy czekało go sporo pra-
cy, gdy spodziewał się nowych danych od sierżanta Anto-
siaka.
Rano przyszedł do komendy pełen niecierpliwości, pełen
oczekiwania na coś, co ruszy dochodzenie z miejsca.
98
I ledwie zdążył powiesić płaszcz na wieszaku, zadzwonił
telefon.
Gdy podniósł słuchawkę, usłyszał w niej głos pułkowni-
ka Dowmina, który wzywał go do siebie.
Chciałbym, abyście zreferowali stan dochodzenia w
sprawie tego zabójstwa na %7łelechowej.
Kapitan Doliński zaklął w myślach z nagłą złością, ale
odpowiedział służbiście:
Tak, obywatelu pułkowniku. Już idę.
Wyciągnął z szuflady biurka tekturową teczkę i podzwi-
gnął się ciężko ze swego wygodnego krzesła.
Przez cały czas, gdy szedł korytarzem do pokoju puł-
kownika, miał przykre uczucie, że teczka, którą niesie, jest
rozpaczliwie cienka. Bo zgodnie z poglądami kapitana Do-
lińskiego im więcej znajdowało się w niej papierów, tym
bliższe było zakończenie dochodzenia. Więcej raportów,
zapisków i notatek to, według niego, więcej informacji, a
więc i większa możliwość wykrycia sprawcy zbrodni.
Z tym samym przygnębiającym uczuciem trzymał póz-
niej nieszczęsną teczkę na kolanach, referując wszystko,
czego dotychczas dokonał, pułkownikowi, majorowi Macie-
jakowi i trzem innym oficerom zaproszonym na tę naradę.
W dyskusji, jaka się pózniej wywiązała, major Maciejak wy-
raził przekonanie, że zaginięcie owych ośmiu tysięcy złotych,
które miała przy sobie Stefania Pawelec wychodząc z domu, a
także złotego pierścionka z diamencikiem i złotej obrączki,
wystarczająco wyraznie wskazuje na typowe motywy
99
zabójstwa. A więc kapitan Doliński, jego zdaniem, powi-
nien zakończyć pogoń za cieniami i energicznie zająć się
prowadzeniem dochodzenia po wskazanej mu linii, skupia-
jąc wysiłki wszystkich zaangażowanych w tę sprawę ludzi
na wytropienie sprawcy, a być może nawet sprawców tego
niewątpliwie rabunkowego morderstwa.
Przez cały czas wywodów majora Maciejaka kapitan
Doliński milczał uparcie. Milczał także i wtedy, gdy major
skończył.
Np i co? zniecierpliwił się w końcu pułkownik.
Co wy na to, kapitanie?
Nic. Kapitan Doliński wzruszył ramionami.
Co to znaczy?
Ta teoria o napadzie rabunkowym zupełnie mi nie
odpowiada.
Dlaczego?
Kapitan Doliński znów wzruszył ramionami.
Po prostu argumenty majora Maciejaka nie trafiają
mi do przekonania. Nie potrafię, niestety, uzasadnić tego
przekonującymi kontrargumentami, ale mój nos mówi mi,
że pies jest pogrzebany zupełnie gdzie indziej. A mój nos,
jak wiadomo, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
Któryś z obecnych parsknął kpiącym śmieszkiem, ale
pułkownik uciszył wesołka, stukając ołówkiem o blat biur-
ka.
Nie mógłby powiedzieć, że lubi kapitana Dolińskiego.
Szczerze mówiąc, ten grubas bardzo często irytował go
swoimi zbyt szczerymi wypowiedziami I dość oryginalnym
100
sposobem bycia, ale czy chciał tego, czy nie, musiał się
pogodzić z faktem, że kapitan Doliński, mimo swoich dzi-
wactw i wyskoków, mógł poszczycić się najlepszymi wyni-
kami w pracy, że właściwie dotychczas nie zawalił ani jed-
nej sprawy.
I dlatego jeszcze raz postukał ołówkiem o biurko, aby
wygasić do końca wesołość tamtego oficera, i z pewnym
ożywieniem zwrócił się do Dolińskiego:
Macie jakąś inną teorię?
Nie zdecydowanym tonem odpowiedział kapitan,
który nie cierpiał tworzenia jakichkolwiek teorii, dopóki nie
rozporządzał odpowiednio bogatym materiałem informa-
cyjnym. Po prostu widzę w tej historii pewne, bardzo
jeszcze cieniutkie, nitki, które prowadzą w zupełnie innym
kierunku niż rabunek.
Myślicie może o jej mężu, Franciszku Pawelcu?
zainteresował się pułkownik. Bo z tego, co tutaj mówili-
ście, wynika, że on jeden miałby równie mocne jak rabunek
motywy zabójstwa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]