[ Pobierz całość w formacie PDF ]

staniesz się łatwym celem - zadrżała i umilkła.
- Co prawda, to prawda. Chociaż oni pewnie by woleli, żeby to wyglądało na wypadek.
- Nie mógÅ‚byÅ› przynajmniej zaczekać z tym do jutra? - poprosiÅ‚a Åshild pÅ‚aczliwym gÅ‚osem.
- Zamierzałam odwiedzić Bergljot Haugen, dawno się już nie widziałyśmy, a dziś jest wymarzona
pogoda na konną przejażdżkę. Wróciłabym okrężną drogą, żeby zajrzeć do Haugen. Oni tak harują
na tym skrawku lichej ziemi, choć nadzieja na lepsze zbiory jest niewielka.
Ole nie rozumiaÅ‚, dlaczego Åshild nagle tak strasznie zależy, by odwiedzić mieszkaÅ„ców
Haugen, ale coś w tonie jej głosu nakazało mu się zgodzić.
- No dobrze, ale jutro już na pewno pojadę. Może zdążę wieczorem wybrać się do lensmana,
przynajmniej to miałbym z głowy.
Åshild odetchnęła z ulgÄ… i poÅ›piesznie przygotowaÅ‚a siÄ™ do drogi. WiedziaÅ‚a, że Ole nie ma
ochoty spotkać siÄ™ z lensmanem. Po sprawie Berit z Lærdal, trzymaÅ‚ siÄ™ z daleka od stróża prawa.
Co prawda trudno było właściwie stwierdzić, kto kogo unika: Ole lensmana czy lensman Olego.
Åshild poÅ›piesznie nakarmiÅ‚a Margit i wyjaÅ›niÅ‚a Jorunn, że nie bÄ™dzie jej przez jakiÅ› czas,
następnie zebrała rzeczy do skórzanej sakwy i poprosiła Jona, by osiodłał jej konia. Szykowała się
ze spokojem, zdecydowana, a na jej ustach błąkał się lekki uśmiech. Zanim dosiadła konia,
ucałowała Olego i dzieci, a potem odjechała.
Ole odprowadzał ją wzrokiem, póki nie zniknęła w lesie. Po tym, jak Stein ściął drzewa,
widać byÅ‚o teraz drogÄ™ daleko w dół aż do stodoÅ‚y. Åshild jechaÅ‚a spokojnie, usadowiona wygodnie
w damskim siodle, a jej spódnica falowała miękko u końskiego boku. Na głowie zawiązała chustkę,
spod której jednak wystawały rude loki. Ole wiedział, że żona nie lubi nosić chustki i gdy tylko
wróci, zerwie ją z głowy. Bardzo w niej to lubił. Właśnie jej twarz okolona burzą płomiennych
włosów tak go urzekła już przy pierwszym spotkaniu. Od razu zakochał się w tej kobiecie. Dzięki
niej miaÅ‚ dla kogo żyć. Åshild stanowiÅ‚a w jego życiu bezpieczny port. PrzychyliÅ‚by jej nieba,
gdyby tylko mógł...
Åshild czuÅ‚a, że podjęła sÅ‚usznÄ… decyzjÄ™. Gdyby w mÅ‚odoÅ›ci nie byÅ‚a taka gÅ‚upia i uparta,
wcale by nie poznaÅ‚a Jørna. Ilu nieszczęść by wówczas uniknęła! Jak to siÄ™ staÅ‚o, że srebro jÄ… do
tego stopnia zaślepiło? Ale nie może tak być, żeby przeszłość wciąż prześladowała ją i jej
najbliższych. Widziała, jak Ole całymi dniami pilnuje zagrody, rozgląda się uważnie, a w nocy
budzi siÄ™ na najmniejszy szmer.
Åshild wjechaÅ‚a w las na ocienionÄ… drogÄ™ niewidocznÄ… już z Rudningen. OdwróciÅ‚a siÄ™ i
rzuciła ostatnie spojrzenie na zabudowania skąpane w wiosennych promieniach słońca. Na
podwórzu nieruchomo stał Ole wpatrzony w las.
W powietrzu panowała cisza, nawet lekki podmuch wiatru nie poruszał gałęzmi, a i ptaki
zamilkÅ‚y. Åshild wjechaÅ‚a pomiÄ™dzy wysokie Å›wierki i ogarnÄ…Å‚ jÄ… senny spokój. Ani ona, ani Ole
nie zauważyli przemykającej ku Rudningen postaci, która bezgłośnie stąpała po mchu między
drzewami.
Na Å›rodku mostu Åshild zatrzymaÅ‚a na moment konia i popatrzyÅ‚a na wezbrane wody
Heimsila.
Co by się stało, gdybym spadła z mostu? Czy szybko bym się utopiła? Czy przestałabym
oddychać, nim odzyskałabym przytomność? Wpatrywała się w masy wody, obserwując gałązkę
wirującą w spienionym nurcie. Bywało, że ludzie w desperacji rzucali się z mostu. Wielu uważało,
że to dobra śmierć zasnąć pod wodą, ale nie mówiono tego głośno, bo kościół potępiał samobójstwo
jako czyn niegodny chrześcijanina.
Åshild poÅ›pieszyÅ‚a konia. Wcale nie byÅ‚a taka pewna, że życie odbierali sobie wyÅ‚Ä…cznie
ludzie słabi. Przeciwnie. Trzeba wiele odwagi i siły, by rzucić się do wodospadu lub w głębię.
Przyszła jej nagle do głowy szalona myśl, że dobrze by było, gdyby niektórzy wybrali takie
rozwiÄ…zanie. Tyle że Jørn i Sjugurd sÄ… na to za sÅ‚abi i zbyt tchórzliwi...
Åshild minęła rozdroże, nie skrÄ™cajÄ…c do Haugen, miaÅ‚a dziÅ› do zaÅ‚atwienia ważniejsze
sprawy. Droga wiła się niczym ciemny wąż w górę doliny, pośród okrytych wiosenną zielenią
drzew. OdkÄ…d poprowadzono jÄ… przez góry aż do Lærdal, Å‚atwiej byÅ‚o o różne towary. Ludzie
częściej jezdzili teraz do Lærdal niż do Drammen czy Christianii.
Z daleka Åshild zauważyÅ‚a przy drodze jakichÅ› ludzi, a gdy podjechaÅ‚a bliżej, okazaÅ‚o siÄ™,
że to pastor, Håvard Jordheim i Tore Grøndal. Nie miaÅ‚a ochoty na dÅ‚ugie rozmowy, ale krótkiej
pogawędki nie dało się uniknąć.
- Dzień dobry! Wszystko dobrze? - zapytała, wstrzymując konia, i skinęła na powitanie
trzem mężczyznom.
- Niech bÄ™dzie pochwalony - odparÅ‚ pastor, mierzÄ…c jÄ… wzrokiem. Åshild mimowolnie
dotknęła skórzanej sakwy. Miała wrażenie, że pastor widzi, co ona ze sobą wiezie. - Właśnie
mówiliśmy, jaki dziś piękny dzień -dodał. - Po tych ulewach cieszy taka miła odmiana. Nie można
sobie wymarzyć lepszego dnia na siew.
Åshild przyznaÅ‚a mu racjÄ™. Na szczęście w Rudningen obsiali już pola, posieli też warzywa i
zioła w ogrodzie. Kartofle też mają posadzone. Przez kilka dni ciężko pracowali, by się ze
wszystkim uporać.
- Ma pastor rację. Teraz należy rzucić do ziemi ziarno, by na jesieni zebrać plony - odparła.
- To pracowita pora.
- Tak, rzeczywiÅ›cie, ale nie żaÅ‚ujmy sobie krótkiej pogawÄ™dki - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Håvard i
mrugnÄ…Å‚ wesoÅ‚o. -Teraz gdy noce sÄ… takie jasne, pewnie nie widać już Å›wiateÅ‚ pod Grøtenuten -
mruknÄ…Å‚, zerkajÄ…c na pastora z ukosa.
- A wielu je widziało? - zapytał pastor, jakby usłyszał o niezwykłym zjawisku dopiero teraz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl