[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wysokich okien.
- Czy mogę pani jakoś pomóc?
Lucy odwróciła się raptownie, czując, jak ze wstydu pieką ją
policzki. Stanęła twarzą w twarz z młodą, wysoką kobietą, której jasną
karnację podkreślała czerń sukni. W przepięknych zielonych oczach
tańczyły wesołe ogniki.
- Zobaczyłam panią stamtąd. Jestem Elizabeth Johnson -
powiedziała, machając ręką w kierunku antykwariatu. I zaraz dodała: -
Większość ludzi mówi na mnie Beth. Pani szuka Mike'a. - Było to
stwierdzenie, nie pytanie.
- Tak. - Nie jego ciała, ale duszy, pomyślała.
94
RS
- Nie mam pojęcia, kiedy wróci. Wpadłam się przywitać parę dni
temu, kiedy zobaczyłam zapalone światło, ale nie był w zbyt towarzyskim
nastroju. Zamyka pracownię. - Beth potrząsnęła głową. - Pojechał do
domu, aby prowadzić rodzinny interes, bo jego ojciec ciężko zachorował. I
żeni się. Może jego nowa żona przywykła do bardziej wystawnego życia
niż to, jakie mógłby jej zaoferować, prowadząc dalej pracownię? - To
zabrzmiało jak pytanie. Jakby Beth podawała w wątpliwość zdrowy rozum
i czułe serce żony Mike'a. Może i miała rację. - Sara, właścicielka butiku,
powiedziała, że widziała go wczoraj, kiedy wpadł zabrać parę rzeczy ze
swojego mieszkania.
- Mieszkania? On tu mieszka?
- Nie wiedziała pani? -Młoda kobieta spojrzała w górę na rząd
długich, wąskich okien biegnących tuż pod dachem. - Tam był kiedyś
strych, ale Mike sam przerobił go na mieszkanie.
- Mówi pani, że pomieszczenie jest do wynajęcia?
- Lucy skrzyżowała palce za plecami, by nie zapeszyć.
- To właśnie może być to, czego szukam. Czy ktoś ma klucz?
- Powinna to pani załatwić przez agencję. Była informacja, ale ktoś
zerwał kartkę...
- Skoro już tu przyjechałam... - nalegała. - Nie ma sensu zawracać
głowy agencji, bo może po obejrzeniu wcale nie będę zainteresowana tą
ofertą. Prawda?
- Całkowita. - Beth uśmiechnęła się, wyjęła klucz i otworzyła drzwi.
Pchnęła je szeroko i przepuściła przodem Lucy. - Myślę, że to miejsce w
sam raz dla pani.
95
RS
Lucy zmarszczyła lekko czoło, ale zanim zdążyła zapytać, skąd ta
pewność, zobaczyła rysunek przypięty do korkowej tablicy nad stołem
stolarskim. Podeszła bliżej. Był to projekt stolika, który Mike jej
podarował.
Wyciągnęła rękę i powiodła palcem po liniach rysunku.
- To ostatnia rzecz, jaką Mike wykonał. Ten facet to prawdziwy
artysta.
- Tak. Zgadza się. - Chciało jej się płakać. Jak mógł zrobić coś
takiego, podarować jej i nie wspomnieć słowem, że wykonał to własnymi
rękami?
- Klienci ustawiają się w kolejce, by kupić wszystko, co stworzy.
Oczywiście praca nad jednym meblem trwa kilka tygodni.
- Tak, i rozumiem dlaczego. - Co wtedy powiedział? %7łe to nie jest
interes dla człowieka z rodziną. Możliwe. Ale Mike nigdy nie będzie
biedny, a już na pewno nie duchem. Rozejrzała się dokoła. Więc to było
jego marzenie, i z niego był gotowy dla niej zrezygnować.
Nic dziwnego, że tak chłodno przyjął wiadomość o propozycji pracy,
jaką otrzymała. Z pewnością pomyślał, iż Lucy stawia wyłącznie
wymagania, nie dając nic w zamian. Gdyby tylko jej to pokazał...
- Na końcu pracowni znajduje się małe biuro. Całkiem dużo miejsca.
Czym się pani zajmuje?
- Zajmuję?
- Ona maluje. - Głos Mike'a wyrwał ją z głębokiej otchłani żalu.
Odwróciła się gwałtownie. - Prawda, Lucy?
- Mike....
Beth położyła klucz na stole.
96
RS
- Nie będę już potrzebna. Prawda? - Wyszła po cichutku, niemal na
palcach.
Mike stał oparty o framugę drzwi i najwyrazniej czekał na
odpowiedz.
Przez chwilę Lucy otwierała i zamykała usta, niezdolna zapanować
nad chaosem, jaki zawładnął jej myślami. Potem odzyskała głos i zapytała
ostro:
- Zledziłeś mnie?
- Powiedziałaś, że spotykasz się z kuzynką. Skłamałaś - odparł. - Już
dość się napatrzyłaś? - Kiedy nadal milczała, otworzył drzwi, za którymi
wąskie, kręte schody prowadziły do mieszkania na górze i cofnął się, by ją
puścić przodem.
Chciała tam iść. Zżerała ją ciekawość, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Skąd wiesz, że nie spotkałam się z Crysse?
- Jestem jasnowidzem.
- Naprawdę mnie śledziłeś. - Nie mogła uwierzyć, że posunął się tak
daleko. - Dlaczego?
- Bo Crysse i Sean są na Santa Lucii.
- Co takiego?!
- Nie wystąpiłem o odszkodowanie z powodu odwołanego ślubu.
Miałem wrażenie, że nie byłoby to zbyt etyczne, biorąc pod uwagę
wszystkie okoliczności. - Naprawdę nie powinien się uśmiechać, bo jego
uśmiech uderzał jej do głowy jak szampan i przestawała trzezwo myśleć. -
Pomyślałem, że Crysse przyda się wyjazd. Przeszkadza ci to?
Przeszkadza? Zaskoczył ją całkowicie, ale dlaczego miałoby to jej
przeszkadzać?
97
RS
- Jasne, że nie. Postąpiłeś bardzo wspaniałomyślnie.
- Więc czemu powiedziałaś, że się z nią spotykasz?
- Jak na jasnowidza, zadajesz za dużo pytań.
- Odpowiedz, proszę.
- Miałeś ogromną ochotę wybrać się ze mną po zakupy. A ja
chciałam... - zawahała się, szukając odpowiedniego słowa.
- Zbadać pewne sprawy? - podpowiedział.
- Wydaje mi się, że  powęszyć" to lepsze określenie.
- Rozumiem. - Znowu się uśmiechnął. - Młoda, obiecująca
dziennikarka na tropie kolejnej sensacji.
- Nic nie rozumiesz - zdenerwowała się. - Nie należało mnie do tego
zmuszać. Dlaczego mi nie powiedziałeś, Mike?
- Pójdziemy na górę? - Nie poruszyła się. - To zajmie chwilkę.
- Przynajmniej w tej kwestii jesteśmy zgodni - stwierdziła z
przekąsem. - Chcę wszystko zobaczyć i wszystkiego się dowiedzieć. -
Spojrzała znowu na przypięty do tablicy rysunek. Zła, smutna i
nieszczęśliwa, bała się, że nie da rady zachować spokoju, jeśli nadal
będzie patrzeć na Mike'a. - Czy zrobiłeś ten stolik specjalnie dla mnie?
- zapytała. Zdziwiła się, że jej głos brzmiał tak obojętnie i chłodno.
- Nie.
Odwróciła się.
- Co  nie"?
- Nie zrobiłem go dla ciebie. Zacząłem nad nim pracować, zanim cię
poznałem. Potem ojciec zachorował i wyjechałem. - Odpiął projekt i
rozłożył na stole, wygładzając ostrożnie rękami. - To nowy wzór. Kiedy
wpadłem tu w zeszłym tygodniu, aby zamknąć pracownię, czekał wciąż na
98
RS
wykończenie. - Słuchała w milczeniu. - Pomyślałem, że... no, cóż znaczy
jedno popołudnie wykradzione z całego życia? Wykończyłem go, by już
nic nie ciągnęło mnie tu z powrotem.
- W zeszłym tygodniu? - Szukała go wtedy w biurze, by ją pocieszył.
- Nie mogłam cię znalezć. Napisałam nawet wiadomość, ale jej nie
wysłałam. Ty też szukałeś mnie kiedyś w taki sposób. Pamiętasz? -
Dostrzegł subtelną zmianę jej tonu. Agresja i rozgoryczenie ustąpiły
miejsca smutkowi.
- Pamiętam - przyznał. - Chyba zapędziłem się w kozi róg.
Potrząsnęła głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl