[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zwiat pojawia się powoli jak wywoływane zdjęcie& Okno& Wysokie okno& Coś
białego i coś dużego, ciężkiego w tym białym& Ktoś& Przeszkadzają okulary, nie
rozpoznam twarzy& Kapie z niej pot& Krople potu boleśnie uderzają po twarzy&
Podnoszę ciężkie powieki i słyszę westchnienie ulgi:
 No już, towarzyszu podpułkowniku, wróciliście z  delegacji .
Ale jeśli podniosę głowę, nawet ją tylko obrócę, mój mózg leci gdzieś w dół. Migocze
świadomość& Znowu chłopaczek daje nura pod stragan, między grube szmaty& Papuga
wpatruje się we mnie zielonym nieruchomym okiem& Stoi trzech Afgańczyków& Ten,
który stoi plecami do mnie, odwraca się& A ja utkwiłem wzrok w lufie pistoletu& To
otwór lufy& Widzę go& Teraz nie czekam na znajome szczęknięcie& Krzyczę:  Muszę
cię zabić! Muszę cię zabić!&  .
Jaki kolor ma krzyk? Jaki smak? A jakiego koloru jest krew? W szpitalu  czerwonego, na
suchym piasku  szarego, na skale pod wieczór, już nieżywa  jasnoniebieskiego. Z ciężko
rannego człowieka krew wypływa szybko, jak z rozbitego słoika& I człowiek gaśnie&
gaśnie& Tylko oczy błyszczą do końca i patrzą gdzieś obok ciebie. Uparcie gdzieś obok&
Za wszystko zapłaciliśmy! Za wszystko! W całości (zaczyna nerwowo chodzić po pokoju).
Jak się patrzy na góry z dołu, to wydają się nieskończone, niedosiężne, a jak poleci się
samolotem, to widzi się leżące w dole obrócone sfinksy. Rozumie pani, o czym mówię? O
czasie. O dystansie między wydarzeniami. Wtedy nawet my, uczestnicy, nie wiedzieliśmy,
co to za wojna. Proszę nie mylić mnie dzisiejszego ze mną wczorajszym, z tamtym, który
był tam w siedemdziesiątym dziewiątym roku. Jak ja w to wierzyłem! W osiemdziesiątym
trzecim przyjechałem do Moskwy. Tutaj żyli tak, zachowywali się tak, jakby nas tam nie
było. I nie było żadnej wojny. W metrze, jak zawsze, śmiali się, całowali. Czytali. Szedłem
Arbatem i zatrzymywałem ludzi.
 Ile lat toczy się wojna w Afganistanie?
 Nie wiem&
 Ile lat toczy się wojna&
 Nie wiem, po co to panu?
 Ile lat&
 Zdaje się dwa&
 Ile lat&
 A co, tam jest wojna? Naprawdę?
Teraz można się śmiać, można z nas szydzić: byliście ślepi i głupi jak barany. Posłuszne
stado! Teraz wolno, Gorbaczow pozwolił& Popuścił lejce& Zmiejcie się! Ale, zgodnie ze
starym chińskim powiedzeniem, myśliwemu, który zabił lwa, należy się szacunek, za to ten,
który chełpi się, stojąc koło zdech łego lwa, godzien jest pogardy. Ktoś może mówić o
błędach. Co prawda nie wiem kto. Bo na pewno nie ja. Można mi zadać pytanie:
 Dlaczego pan wtedy milczał? Przecież nie był pan smarkaczem. Miał pan prawie
pięćdziesiąt lat . Powinienem był rozumieć&
Zacznę od wyznania, że chociaż strzelałem, to jednak szanuję naród afgański. Nawet go
kocham. Podobają mi się jego pieśni, jego modlitwy: spokojne, niekończące się, tak jak
jego góry. Tyle że  będę mówił wyłącznie o sobie  naprawdę wierzyłem w to, że jurta
jest gorsza od czteropiętrowego domu, że bez klozetu nie ma kultury. No więc zbudujemy
im murowane domy i zarzucimy ich klozetami. Nauczymy jezdzić na traktorach.
Przywiezliśmy im biurka do gabinetów, karafki na wodę, czerwone serwety do oficjalnych
posiedzeń, a także tysiące portretów Marksa, Engelsa i Lenina. Wisiały we wszystkich
gabinetach, nad głową każdego z naczelników. Przywiezliśmy im dygnitarskie czarne
wołgi. Nasze traktory, nasze byki zarodowe. Tylko że dechkanie16 nie chcieli brać ziemi,
którą im dawano, bo ziemia należy do Allacha, człowiek nie może jej dawać ani brać. Jak
z kosmosu patrzyły na nas rozbite czaszki meczetów&
Nigdy się nie dowiemy, jak widzi świat mrówka. Niech pani poczyta o tym u Engelsa. A
badacz Wschodu Spencer17 mówił:  Afganistanu nie sposób kupić, można go tylko
przekupić . Rano zapalam papierosa, patrzę  na popielniczce siedzi malutka jak
chrabąszcz jaszczurka. Wracam po kilku dniach, a jaszczurka siedzi na popielniczce w tej
samej pozycji, nawet głowy nie odwróciła. Zrozumiałem: to jest właśnie Wschód. Mogę
dziesięć razy zniknąć i zmartwychwstać, roztrzaskać się i wstać, a ona jeszcze nie zdąży
poruszyć swoją drobniutką główką. Według ich kalendarza jest rok 1361&
Teraz siedzę w domu, na fotelu przed telewizorem. Czy mógłbym zabić człowieka? Nie,
nawet muchy bym nie zabił! W pierwszych dniach, nawet miesiącach, kiedy kule ścinały
gałęzie morwy, miałem poczucie nierzeczywistości& Psychologia walki jest inna&
Biegnie się i szuka celu& Przed sobą& Kątem oka& Nie liczyłem, ilu zabiłem& Ale
biegłem. Szukałem celu& Tutaj& Tam& %7ływego ruchomego celu& Sam też byłem celem.
Tarczą strzelniczą& Nie, z wojny nie wracają bohaterowie. Nie można stamtąd wrócić
jako bohater&
Za wszystko zapłaciliśmy! Za wszystko!!! Z nawiązką.
Pani wyobraża sobie i kocha żołnierza z czterdziestego piątego roku, którego kochała cała
Europa. Naiwny, prosty, z szerokim pasem. Niczego nie potrzebował, chciał tylko
zwyciężyć i wrócić do domu! A ten żołnierz, który wrócił na pani ulicę, pod ten sam numer
co i pani, jest inny. Ten żołnierz potrzebował dżinsów i magnetofonu. Zobaczył i zapamiętał
inne życie. Zapragnął wielu rzeczy& Już starożytni mawiali: nie budz śpiącego psa. Nie
poddawaj człowieka nieludzkim próbom. Nie wytrzyma ich.
Nie byłem w stanie czytać tam swojego ulubionego Dostojewskiego. Ponure. Taszczyłem
ze sobą Bradbury ego. Fantastykę. Kto chce żyć wiecznie? Nikt.
Ale to wszystko było& działo się naprawdę! Pamiętam& W więzieniu pokazali mi
herszta, jakeśmy wtedy ich nazywali, bandy. Leżał na metalowym łóżku i czytał& Znajomy
grzbiet książki& Lenina Państwo i rewolucja.  Szkoda  powiedział  że nie zdążę tego
przeczytać. Może moje dzieci przeczytają& 
Spaliła się szkoła, została jedna ściana. Co rano dzieci przychodzą na lekcje i piszą na tej
ścianie węglami z pogorzeliska. Po lekcjach ścianę bieli się wapnem. I znowu podobna
jest do czystej kartki papieru&
Przywiezli z  zieleniny 18 lejtnanta bez rąk i bez nóg. Bez męskości. Pierwsze słowa,
jakie wypowiedział po szoku:  Jak tam moje dzieci? .
Za wszystko zapłaciliśmy! Myśmy zapłacili najwięcej. Więcej niż wy&
My nic nie potrzebujemy, przez wszystkośmy przeszli. Niech nas pani wysłucha i zrozumie.
A wszyscy przyzwyczaili się tylko do tego: dać lekarstwo, dać rentę, dać mieszkanie. Dać i
zapomnieć. To  dajcie jest opłacone drogą walutą  krwią. Myśmy przyszli do pani po
spowiedz. Chcemy się wyspowiadać.
Niech pani pamięta o tajemnicy spowiedzi&
Doradca wojskowy
Nie, mimo wszystko to dobrze, że się tak skończyło. Porażką. Przynajmniej oczy się nam
otworzą&
Nie da się o wszystkim opowiedzieć& Było to, co było, po czym zostało to, co
zobaczyłem i zapamiętałem, już tylko część całości, a potem pojawi się to, o czym zdołam
opowiedzieć. W słowach zostanie dziesiąta część& I to w najlepszym wypadku, jeśli się
postaram. Wysilę. A dla kogo? Dla Aloszki, który umarł na moich rękach. Dostał osiem
odłamków w brzuch. Znosiliśmy go z gór osiemnaście godzin. %7łył siedemnaście, w
osiemnastej godzinie umarł. Wspomnieć dla Aloszki? Ale to tylko z punktu widzenia religii
człowiek czegoś potrzebuje, zwłaszcza tam  na górze. Wierzę raczej, że nic ich nie boli,
niczego się nie boją ani nie wstydzą. No więc po co się w tym grzebać? Pani chce się
czegoś od nas dowiedzieć& Tak& Oczywiście, nosimy piętno& Ale czego się od nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl