[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale\ w moim przypadku to nie ma sensu! Ten człowiek nie
wyglądał na złodzieja, nigdy go wcześniej nie widziałam, więc nie
mo\e te\ chodzić o seks.
Czy\by? Amanda i seks to jedno. Nawet o tak wczesnej porze
wyglądała niezwykle pociągająco. Zwie\o umyte blond włosy opadały
miękko na ramiona, z czoła zniknął opatrunek.
Nikt nie domyśliłby się, \e ta kobieta jeszcze niecałe dwadzieścia
cztery godziny temu le\ała w cię\kim stanie w szpitalu. Od tamtej
pory mnóstwo się wydarzyło, lecz naprawdę wa\ny był tylko jeden
fakt: Stefan Phillips jest ojcem Laurel.
Powoli mijało rozczarowanie, nie był ju\ zły na Amandę. Nie
powiedziała mu o narodzinach małej, bo có\ go to mogło obchodzić?
Vonnie miała rację: nie powinien odtrącać Amandy tylko dlatego,
\e urodziła dziecko innego mę\czyzny. Ono pozostanie najwa\niejsze.
A sama Amanda? Ta kobieta była i na zawsze miała pozostać
najlepszą cząstką jego \ycia.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską.
- W porządku. Wzięłam kilka tabletek aspiryny.
- Poka\, obejrzę twoją ranę na głowie.
- David, przestań bawić się w doktora. Ja chcę porozmawiać o
tym człowieku, który mnie zaatakował.
- Ju\ mówiłem, motywem muszą być pieniądze. To oczywiste,
ktoś go wynajął.
- Ale kto?
Znów uświadomił sobie, \e rozwiązanie problemu jest na
wyciągnięcie ręki.
- Chcą cię usunąć z drogi. Musisz wiedzieć o czymś, co zagra\a
tym kryminalistom.
- Ale\ ja nic takiego nie wiem!
- Czy pamięć ju\ ci wróciła?
- Częściowo. Pamiętam poranek: wstałam, ubrałam się przed
wyjściem do pracy, nakarmiłam Laurel płatkami i bananami. Potem
jakieś przebłyski z samego napadu, wiem, \e byłam wtedy z Carrie i
Tracy, słyszałam imię napastnika. A potem obudziłam się w szpitalu i
zobaczyłam ciebie.
Spojrzała mu prosto w twarz i poczuł jakieś niebezpieczne
napięcie, rosnące po\ądanie. Nie, jego reakcji w obecności tej kobiety
nie dawało się wyjaśnić w kategoriach medycznych. Wiedział jedynie,
\e chce się z nią kochać.
Całe jego ciało, zmysły były w pełnym pogotowiu. Potrafiłby
chyba wyczuć zapach jej perfum z odległości kilku metrów. Mocno
zacisnął powieki. Amanda miała bardzo wyrazistą mimikę, zazwyczaj
jednak udawała niewzruszoną i zimną. On wiedział lepiej, widział ju\
kiedyś inną twarz Amandy: rozpaloną, słodką, namiętną.
Poczuł, \e dłu\ej tego nie zniesie. Wstał od stołu.
- Muszę się zbierać, a ty wracaj do łó\ka.
- Nie mogę spać. Muszę to wszystko przemyśleć.
- Jako twój lekarz...
- Nie jesteś moim lekarzem. Mój doktor ma siwe włosy, nie
błaznuje i jest kobietą - szybko zmieniła temat. - Co wiesz o Jaksie
Schafferze?
- Podejrzewasz, \e zorganizowano napad na bank, by odwrócić
uwagę sił specjalnych i ułatwić ucieczkę temu zbirowi?
- Przecie\ to niewykluczone.
- Ale zbyt skomplikowane. - Jako lekarz zajmujący się ofiarami
przemocy wiedział, \e zazwyczaj powody, dla których ludzie
popełniają przestępstwa, są bardzo proste, wręcz banalne. - Z drugiej
strony ten Schaffer to zdaje się gruba ryba. Gdyby chciał cię zabić,
wynająłby mordercę.
- Myślisz, \e facet, który mnie zaatakował, był płatnym zabójcą?
- Mo\liwe. - Na szczęście nie przyszło mu to do głowy, kiedy
obezwładniał napastnika. Ta świadomość oczywiście nie
powstrzymałaby go. Obezwładniłby i tuzin płatnych zabójców, gdyby
od tego zale\ało bezpieczeństwo Amandy.
- Muszę dojść prawdy, Davidzie.
Była teraz stanowcza, a on wiedział, co to oznacza: Amanda
postrzegała świat jako d\unglę, pełną niekompetentnych
lekkoduchów. Była pewna, \e nikt nie potrafi jej dorównać i dlatego
nikomu nie wolno ufać. Postanowiła osobiście zmierzyć się z
problemem.
- Chcesz zostać superdetektywem? Columbo w spódnicy?
- W markowej spódnicy - sprostowała z godnością. - Zbyt gorąco
na prochowiec.
- Nie będę z tobą dyskutował, i tak cię nie przegadam. Jednak
pewnych faktów nawet ty nie potrafisz zmienić. Wcią\ jeszcze nie
jesteś w formie, masz bóle i zawroty głowy. Na razie musisz
odpoczywać. Zostaniesz dzisiaj w domu.
- Ale ja...
- Nie - zaprotestował stanowczo. - Mo\esz sobie swoje śledztwo
prowadzić przez telefon, tylko nikomu nie mów, gdzie jesteś. Obiecaj
mi, \e się stąd nie ruszysz.
- Postaram się.
Obietnica zabrzmiała dość mgliście, ale wiedział, \e więcej nie
osiągnie.
- Muszę iść, ale najpierw obejrzę twoją głowę. U\ywałaś
jakiegoś antyseptyku po kąpieli? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl