[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezawodnego, jak sądziła, wybiegu. Mianowicie podjęła się przekładu na angielski grubego
dzieła naukowego o jakichś bakteriach. Autorem dzieła był uniwersytecki kolega Szczedronia i
właśnie przez Szczedronia Anna tę pracę dostała. Ma się rozumieć, sama ani marzyć nie mogła o
dokonaniu tak dużego przekładu i z góry planowała, że przekaże to Marianowi. Początkowo
istotnie sam zainteresował się i dziełem, i pracą.
 Będę ci pomagał  oświadczył zaraz pierwszego wieczora.
W ciągu trzech dni naprawdę wziął się do roboty i przełożył coś ponad czterdzieści stron.
 Za całość  powiedziała mu Anna  otrzymamy tysiąc dwieście złotych. Pomyśl, jaki z
ciebie dzielny tłumacz: w ciągu trzech dni zarobiłeś prawie sto dwadzieścia złotych. Jestem z
ciebie dumna.
Tym systemem pedagogicznym usiłowała nadal podnieść jego ambicję. System wszakże
zawiódł z tej prostej przyczyny, że Marian w ogóle ambicji w tym kierunku nie posiadał.
Nazajutrz przełożył jedną stronicę, w ciągu kilku następnych dni nie zrobił nic.
Po tygodniu orzekł:
 Niezupełnie zgadzam się z tym Cholewińskim. Przeczytałem dwie najnowsze
bakteriologie, teraz mam zastrzeżenia.
 Ja ich nie mam  półżartem odpowiedziała Anna  więc ja będę tłumaczyła.
 Kiedy, wiesz Anuś, to jest nudne  przeciągał się i z podziwem przyglądał się Annie, gdy
161
ta zabierała się do pracy.
Pewnego dnia wpadła na nowy pomysł. Siedziała właśnie pochylona nad przekładem. Marian
siedział w kącie i czytał. Anna podniosła głowę.
 Kochanie  powiedziała umyślnie osłabionym głosem  podaj mi, proszę, szklankę zimnej
wody.
Spojrzał na nią i zerwał się przerażony:
 Anuś! Co ci jest?!
 Trochę mi słabo.
 Może doktora?!...
 Nie, daj mi tylko wody.
Trzęsły mu się ręce, gdy podawał jej szklankę. Oczy miał wystraszone.
Istotnie wyglądała mizernie i blado. Przecie dnie całe miała wypełnione bądz co bądz ciężką
pracą.
 Zmęczona jestem  powiedziała po chwili.
 Więc jakże można tak pracować  oburzył się.
 Muszę. Zobowiązałam się skończyć przekład w terminie.
Stał milczący i zakłopotany. Wreszcie wydobył z siebie postanowienie:
 Zatem ja to zrobię. Tak, ja to zrobię.
I rzeczywiście, przez pięć czy sześć dni zastawała go nad przekładem, lecz po tygodniu
wszystko gdzieś znikło.
 Wiesz  powiedział z niejakim zażenowaniem  nie mogłem już dłużej wytrzymać.
Oddałem przekład pewnemu bardzo inteligentnemu studentowi medycyny. On to zrobi prędzej i
niech coś zarobi.
Tak spełzały na niczym wszystkie próby zmuszenia Mariana do pracy. Tymczasem pieniądze
topniały. Nie było dnia, by nie kupił lub nie sprowadził z zagranicy kilku drogich książek. Na
dobitek kupował kwiaty, które wprawdzie sprawiały Annie wiele przyjemności, lecz
wywoływały również starannie przez nią ukrywane przygnębienie. Sama nie chciała przyznać się
przed sobą do uczucia beznadziejności, które z wolna ją ogarniało. Marian w niczym nie umiał
wytrwać. Tak było i z Kolchidą. Od dłuższego czasu nie chodził tam wcale, wiedząc że sprawia
tym Annie przykrość. Nie zależało jej wyłącznie na odsunięciu Mariana od Wandy, lecz i na
zerwaniu jego kontaktu z całą Kolchidą, której nastrój, jak była przeświadczona, działał nań
destrukcyjnie. Zdawało się, że atmosfera Kolchidy wpływa ujemnie przede wszystkim na jego
wolę, że odbiera mu poza tym poczucie radości życia, a im obojgu wyłączność ich pogodnego
domu, odrębność ich małego światka w wielkim, obojętnym mieście. I byłaby gotowa przysiąc,
że Marian, chociaż nic jej o tym nie mówił, nawet nie zagląda do Kolchidy. Tymczasem
pewnego dnia, wychodząc z biura, spotkała Władka Szermana. Widywali się rzadko, ale bardzo
lubili się wzajemnie. Może właśnie dlatego, że byli krańcowo odmienni.
162
 yle wyglądasz  powiedział Władek.
 Jesteś niegrzeczny  udała obrazę.
 Jestem lekarzem i z przyjemnością zajrzałbym za frędzle twoich jedwabistych rzęs. Tak się
to mówi? Cierpisz na niedokrwistość. Pewno za dużo pracujesz i za dużo kochasz. Dwa bardzo
ostre narkotyki. Wybacz, że jestem niedyskretny, ale to moja specjalność: ten twój
Dziewanowski również wygląda jak z krzyża zdjęty.
Anna zaczerwieniła się.
 O, teraz wyglądasz zupełnie dobrze  powiedział rzeczowo  kobiety nawet nie
przypuszczają, że opinię o ich wstydliwości zawdzięczają nieposłusznym odruchom
kwasomotorycznym, znacznie silniejszym u kobiet niż u mężczyzn. Właśnie dzisiaj
rozmawialiśmy o tym z twoim szwagrem...
 Ze Szczedroniem?
 Tak. Przychodzi dość często do Kolchidy.
 Szczedroń?  zdziwiła się.
 Tempora mutantur. Podejrzewam, że robi to dla tego bałwana Rokoszczy, wiesz, tego
kretyna, co sypia pod fioletową kołdrą i jest magiem czy kapłanem tej zgrai ezoterycznych
tumanów.
 Teozof!
 Aha, coś w tym guście. Antropozof, flanca mistrza Rudolfa Steinera. I jak w ogóle można
wymyślić sobie takie nazwisko: Rokoszcza! Naturalnie, już to samo nazwisko wystarczyłoby
Wandzie, a wez pod uwagę, że dochodzi jeszcze fioletowa kołdra!
 Czy chcesz przez to powiedzieć, że Wanda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl