[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na pomachała nawet dłonią w kierunku Sneera.
Nie daj Boże, znajome pomyślał i pełnym gazem ruszył wzdłuż falochronu
w kierunku otwartej tafli jeziora. Dopiero gdy Argoland przeistoczył się w wą-
ską, szarą smugę na horyzoncie, wyłączył silnik i sięgnął po kopertę. Raz i drugi
odczytał cztery zwrotki tekstu piosenki.
Kiedy dokoła gęsty mrok,
gdy gnębi cię koszmarny sen,
ponad wodami Tibigan
na gwiezdne niebo podnieś wzrok.
Z otchłani setek świetlnych lat
Tysiące gwiazd na niebie lśni,
Co mówią, że już bliskie dni,
gdy zbudzi się ten senny świat!
Nieświadom, co mu niesie czas,
w kosmicznych pętach drzemie lud,
lecz jak niewola przyszła wprzód,
tak i nadzieja zstąpi z gwiazd.
Więc nie trać wiary w gwiezdny cud,
w dalekich gwiazd pomocną dłoń,
póki jeziora czysta toń,
odbija wszechświat w lustrze wód.
137
Wzruszył ramionami i schował kartkę do kieszeni.
Alegorie, przenośnie mruknął do siebie.
Zamiast spodziewanych wyjaśnień czy wskazówek znajdował jakieś mgliste,
mistyczne brednie. O cóż mogło chodzić Alicji, która tak usilnie kierowała je-
go uwagę na tę piosenkę? Czyżby nie tekst, lecz melodia zawierać miała jakieś
szczególne znaczenia? To jeszcze mniej prawdopodobne.
Sięgnął do drugiej kieszeni i opróżnił ją dokładnie. Był tam Wieczny Klucz,
który zabrał Pronowi, paczka papierosów, zapalniczka i jeden egzemplarz broszu-
ry od Benny ego. Sneer przeczytał kilka początkowych zdań i doszedł do wnio-
sku, że musi to być opowiadanie fantastyczno naukowe.
Dlaczego jednak wydane było w formie powielanej broszury? Stary digger
uznał je widocznie za niebezpieczny materiał, skoro najwyrazniej chciał ukryć je
przed wścibskim okiem władzy.
Sneer zapalił papierosa, obejrzał Wieczny Klucz i wyrzucił go za burtę. Potem
ułożył się wygodnie na dnie łodzi i sięgnął po broszurę.
Brakujący rozdział przeczytał tytuł, a potem, wsparty na łokciu, czytał da-
lej:
Redaktor porannego wydania Washington Post skrzywił się na
widok fotografii, które fotoreporter rozłożył na jego biurku.
W ostatnim tygodniu mieliśmy chyba ze cztery zdjęcia UFO
powiedział, patrząc z niechęcią na reportera. Czy nie mógł-
byś skierować wreszcie swojego obiektywu nieco niżej? Na Ziemi
też dzieją się ostatnio różne interesujące rzeczy!
Zgoda, szefie! bronił się fotograf. To prawda, że dużo
się o tym pisze ostatnio, ale tym razem, proszę popatrzeć! Przecież to
jest wspaniałe zdjęcie! Latający spodek nad Białym Domem!
Uhm. . . Dwa dni temu było zdjęcie UFO nad Pentagonem,
a we czwartek nad Kapitolem zauważył redaktor sceptycznie.
Przyznaj się, Bili, jak ty to robisz?
To są najuczciwsze zdjęcia, bez żadnych tricków! obruszył
się reporter. Jeśli pan nie chce, sprzedam gdzie indziej. Redak-
tor z wyobraznią zrobiłby z tego świetny materiał! Mam nawet tytuł:
UFO czy komunistyczna penetracja?
Nie jesteś w kursie, Bili. Mówiłem już, że powinieneś zmienić
kierunek patrzenia. Od paru dni zarysowuje się wyrazny postęp w ro-
kowaniach w sprawie militarnego odprężenia. No, dobrze. . . Dam to
zdjęcie z Białym Domem na drugiej stronie.
Na biurku zadzwonił telefon. Redaktor podniósł słuchawkę
i przez chwilę słuchał, a twarz jego zmieniała się z każdą sekundą.
138
Znakomite! Dawać mi to zaraz! wykrzyknął z entuzjazmem
i odłożył słuchawkę. Masz pecha, Bili. Twoje zdjęcie nie pójdzie
w porannym wydaniu. Mamy kupę sensacji na pierwsze dwie strony.
Możesz się pocieszyć, że oprócz ciebie muszę wyrzucić z numeru co
najmniej jednego senatora i trzech kongresmanów.
Co się stało?
Wszystko naraz! Sensacyjne oświadczenie Departamentu Sta-
nu! Poważne decyzje rozbrojeniowe, parafowanie paktu o nieagre-
sji między najważniejszymi ugrupowaniami wojskowymi, realna per-
spektywa integracji światowej gospodarki! Niebywała sprawa! Po ty-
lu bezowocnych na pozór, wlokących się w nieskończoność konfe-
rencjach! Podobno prezydent rozmawiał osobiście z Moskwą, Peki-
nem, Paryżem i zanosi się na jakieś przełomowe, wspólne oświad-
czenie mocarstw nuklearnych. A do tego jeszcze Reuter podał sensa-
cyjne doniesienie o odkryciu metody uzyskiwania energii praktycznie
z każdego dostępnego surowca! Przepraszam cię, Bili! Będę strasznie
zajęty, muszę przemakietować cały numer!
Fotoreporter zgarnął swoje zdjęcia i wyszedł trzaskając drzwiami.
Nie ma mowy! Redaktor odpowiedzialny stanowczo po-
kręcił głową. Zabieraj to, Kola! Nigdy nie dawaliśmy żadnych te-
go rodzaju sensacji, władze krzywią się na podobne bzdury. Latające
spodki nad Kremlem! To by dopiero były telefony! Z Komitetu, z Mi-
nisterstwa.
Można by to opatrzyć stosownym komentarzem, na przykład:
Czyżby nowa próba imperialistycznej akcji szpiegowskiej?
Oj, Kola, Kola! Na szkolenia nie chodzisz?! Nie wiesz, że
ostatnio ograniczamy tego rodzaju epitety? Toczą się ważne rozmowy
na najwyższym szczeblu, nie można zakłócać atmosfery.
To może. . . zatytułować inaczej? Goście z kosmosu czy dow-
cip fotoreportera? , na przykład.
Nie zawracaj głowy. I tak nie mam miejsca w numerze. Prze-
cież nie wyrzucę tej notatki o sukcesach sowchozu Nowe %7łycie .
Ani doniesienia o zamieszkach na tle rasowym w. . .
Do gabinetu redaktora wpadła sekretarka, powiewając taśmą pa-
pieru z dalekopisu.
Towarzyszu redaktorze! TASS podał to przed chwilą!
Redaktor przebiegł wzrokiem po tekście depesz.
Zmiataj, Kola, ze swoim UFO! Tu, na Ziemi, dzieją się takie
rzeczy, że nie tylko dla ciebie, ale nawet dla towarzyszy z Politbiu-
139
ra i akademika Kołoczkina miejsca nie będzie w jutrzejszym nume-
rze! powiedział z entuzjazmem w głosie, niedwuznacznym gestem
wskazując drzwi fotoreporterowi.
Tego dnia gazety całego świata doniosły na pierwszych stronach
o podpisaniu porozumień międzynarodowych, dających podstawy do
wielu dalszych posunięć integracyjnych i niezwykle szybkich prze-
mian w polityce i gospodarce światowej. Opinia publiczna, zasko-
czona tak nagłym i pomyślnym zwrotem w stosunkach międzyna-
rodowych, zwróciła oczy na te doniosłe sprawy, żywo interesujące
każdego człowieka na Ziemi.
W ogólnej euforii i w gęstym potoku informacji zabrakło miejsca
na doniesienia o zaobserwowanych licznie nad stolicami wielu kra-
jów nie zidentyfikowanych obiektach latających. Zresztą, w owym
czasie sensacje tego rodzaju przejadły się już czytelnikom gazet i wi-
dzom telewizji .
*******************************************************
Sneera obudziły ostre promienie słońca, świecącego prosto w twarz. Przesłonił
oczy i podniósł się z dna łodzi. Wiało silnie od północy, motorówka dryfowała po
sporej fali. Na wodzie bielało kilka arkuszy namokłego papieru.
Chyba usnąłem czytając pomyślał. Nie była to widać specjalnie frapu-
jąca lektura.
Popatrzył na pływające kartki. Broszura była zle zszyta i wiatr rozniósł ją po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]