[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rady nie da, człowiek jeszcze by się bez niego obszedł, bo to bywa i bydełko wśród ludzkiego
rodzaju. Pan czytasz filozofów? A powinien pan. Każdy ojciec, co ma córkę na wydaniu,
powinien. Inaczej zwariuje od rachunków.
***
Panna Justyna spodziewała się wkrótce oficjalnych oświadczyn. Spodziewał się tego
także i pan Jacek Nowacki. Wszystko przecież zostało zaaranżowane poprzez matkę
przyszłego pana młodego, zostały tylko sprawy zwyczajowe. Wiadomo, że to pani Katarzyna
wszystkim zarządza i wszystkim kieruje. Gdy ona powiedziała tak, nie ma siły, żeby stało się
inaczej.
Oczywiście trzeba było dać panu Michałowi czas. Musi się przygotować, zanim
przyjedzie. Najpierw zaś powinien przysłać kogoś w swoim imieniu. Jacek Nowacki nie
uważał tego wprawdzie za konieczne, skoro sprawa została umówiona z panią Katarzyną, ale
należało zostawić decyzję panu Michałowi. Może zechce przysłać do Topolan któregoś ze
swoich przyjaciół. Ale nie było pośpiechu.
Pewien pośpiech wykazywała co najwyżej panna Justyna. W magazynie kupca
Tołłoczko w Białymstoku zamówiła suknię ślubną. Najnowszy, bardzo drogi model, z
kremowego atłasu. Mieli ją przysłać z Petersburga.
- Tylko taka suknia na ślub! - zdecydowała Justyna. - %7ładna inna!
Pan Jacek nie widział wielkiej różnicy pomiędzy wymarzoną suknią a tą, która wisiała
na wystawie sklepu pana Tołłoczko, ale to nie mężczyzni powinni wypowiadać się na temat
damskiej mody. Jaka jest różnica pomiędzy rękawiczkami zakupionymi w Zabłudowie a tymi
z Warszawy, ze sklepu Prus & Wokulski? Dla mężczyzny raczej niewielka, niewiasty
potrafiłyby godzinami dyskutować o różnicach i zaletach.
***
Przed kilku laty, gdy pan Jacek spodziewał się, że córka wzorem innych panien
zechce wyjść za mąż, umożliwił wizyty w swoim domu kilku rozmaitym kandydatom. Byli
to młodzi, nierzadko wcale bogaci mężczyzni, dobrego pochodzenia i rozległych koneksji,
ale żaden nie zdołał skupić na sobie uwagi Justyny dłużej niż przez chwilę. Pan Jacek
martwił się takim skutkiem swoich starań, a gdy dużo pózniej usłyszał od córki, że gotowa
jest zostać starą panną, zmartwił się jeszcze bardziej.
Nie przypuszczał, że jego poszukiwania narzeczonego idą całkowicie w niewłaściwą
stronę i nie mają szans na powodzenie. Justyna nie widziała w młodych panach partnerów dla
siebie, gotowa była natomiast rozważyć małżeństwo z kimś znacznie starszym. To pani
Katarzyna Kalinowska naprowadziła pana Jacka na taki trop. Zdziwił się, ale przestał się
dziwić, gdy się okazało, że pani
Kalinowska miała rację. Zabrał córkę do Kalinówki właśnie po to, żeby się o tym
przekonać. Po jednej wizycie nie tylko uważał, że coś może wyniknąć z tej znajomości, ale
był pewny sukcesu. Justyna zakochała się w dziedzicu, jego matka była przychylna takiemu
związkowi. Pozostawało dogadać rzecz z panem Michałem, co nie wydawało się Nowac-
kiemu trudne, skoro pani Kalinowska zamierzała odpowiednio wpłynąć na syna.
***
Pan Jacek Nowacki był zadowolony, że przygotowania córki mają taki poważny i
zorganizowany charakter. Panna Justyna nie tylko spisała dokładnie wszystko, co zamierzała
zabrać w ramach panieńskiej wyprawy - meble z pokoju, fortepian, niektóre elementy
wyposażenia - ale też rodzinne drobiazgi po matce, pamiątki z czasów nauki w szkole i
pobytu w Warszawie. Kolejnym etapem było obejście gospodarstwa i obejrzenie go pod
takim samym kątem.
- Możesz wziąć, co tylko zechcesz - odpowiedział pan Jacek, gdy go spytała o zgodę.
- Choćby i wszystko. Przecież będę do was przyjeżdżał, to posadzisz mnie na mojej dawnej
kanapie lub moim dawnym krześle.
Zmiał się zadowolony, widząc przejęcie i podekscytowanie córki.
- Wszystko z twojego panieńskiego pokoju, poza łóżkiem - zauważył. - Będziesz
miała tam inne, wygodniejsze...
- Ależ papo! - zaczerwieniła się panna. - Jak można tak mówić!
- Dobrze, dobrze - zamruczał pan Nowacki. - Przepraszam za niestosowne żarty,
Justysiu. Chciałem tylko okazać praktyczność.
Spis panny Nowackiej był długi i stale się zmieniał, ponieważ nie było dnia, żeby nie
nanoszono w nim zmian i poprawek.
- Czy powinnam wziąć mój lekki powóz, papo? - pytała. - Ten mały. Nie wiem, czy
pan Michał ma coś takiego w Kalinówce, a przecież gdyby przyszło mi samej gdzie
pojechać...
Pan Jacek nie potrafił rozstrzygnąć wszystkich jej wątpliwości.
- Możesz zabrać, co zechcesz - przypomniał. Ale nie wiem, czy tak trzeba, bo może
mają co też w Kalinówce. Po co ci aż dwa powozy? Trzeba może dowiedzieć się i wtedy
postanowić...
Justyna natychmiast znalazła rozwiązanie.
- Czy dowiesz się tego, kochany papo? Przecież mnie nie wypada dopytywać pana
Michała albo lego matki.
Pan Jacek obiecał wywiedzieć się o wszystko i co jakiś czas, gdy spotykał się z
Michałem Kalinowskim - czy to w jego domu, czy też w Zabłudowie tak umiejętnie
prowadził rozmowę, że otrzymywał kolejno odpowiedzi na dręczące córkę pytania.
- Faktycznie, lekkiego powozu nie ma - powiadał pózniej. - Ale sań są cztery pary, w
tym zupełnie małe, na jedną osobę.
Zaaferowana Justyna nanosiła na swoją listę kolejne uzupełnienia, czasem tylko coś
skreślając, bo wszystko zdawało się jej potrzebne i ważne. Ojciec, choć uważał takie
zachowanie za przesadne, nie gasił jej entuzjazmu.
- Powinnam chyba poćwiczyć jazdę konno - zastanawiała się, marszcząc nosek. - Jak
sądzisz, papo?
Nowacki podniósł brwi zdumiony.
- Konno? Myślałem, że już nigdy nie polubisz tej rozrywki.
Panna uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
- Pan Michał lubi spacerować wierzchem, już mi proponował towarzystwo. Nie
chciałabym sprawić mu zawodu.
Pan Jacek pochwalił zamiar. Córka była napraw dę zakochana, skoro ważyła się
pokonać dotychczasowe uprzedzenia.
Panna Justyna nie przepadała bowiem za jazdą konną. W siodle siedziała tylko wtedy,
gdy była u siebie, na wsi. Nie znajdowała w tym wielkiej przyjemności. Choć w stajni
Topolan było kilka dobrze ułożonych, spokojnych wierzchowców, nader rzadko ich używała.
Wolała podróże bryczką czy innym lekkim pojazdem, zwłaszcza jeśli powozili nimi inni -
ojciec lub ktoś ze służby. Nie miała też upodobania w zajęciach związanych z jazdą
wierzchem. Nie potrafiła osiodłać klaczy oddanej do jej wyłącznego użytku, a i samo zwierzę
dotykała nie inaczej, jak poprzez rękawiczkę.
Pan Jacek zwracał uwagę, że aby poczuła się pewnie i swobodnie, konieczna jest
pewnego rodzaju przyjazń ze zwierzęciem, a przynajmniej znajomość. Córka jednak nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl