[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwyczajnej kobiety, czyjejś matki, córki czy sąsiadki... która jeszcze przed chwilą
była w objęciach kochanka.
Aimee ożywiła ją za pomocą farb i pędzla. Uczyniła tę postać silną i
wrażliwą, świętą i grzeszną. Nadała obrazowi duszę.
Spojrzał na kolejną abstrakcję, zachwycił się kształtami i kolorami. Nawet
czemuś tak z pozoru zwyczajnemu nadała Aimee ową niepokojącą zmysłowość.
Peter spojrzał na przyczepioną do obrazu karteczkę z ceną i uśmiechnął się.
Był pewien, że mógłby go sprzedać dziesięć razy drożej. Podnieciła go
perspektywa lansowania nowej malarki. Uczyni z niej sławną artystkę, którą tak
bardzo chce zostać, a jego galeria tylko na tym skorzysta.
Potem ją straci.
Nie, nie może na to pozwolić. Aimee jest jego. Nie ma mowy, by o niej
zapomniał. O budynku zresztą także nie. Już za pózno. Będzie miał jedno i drugie.
Ale na własnych warunkach. Zaproponuje jej swoją opiekę i uczyni ją
sławną. A kiedy już Aimee postanowi pójść własną drogą, kupi od niej budynek.
Nagle między nim a obrazami stanęła Aimee. Była wyraznie zła, oczy jej
błyszczały.
 Przestań się tak gapić  warknęła.  Moje obrazy mogą ci się nie
podobać, ale nie wszyscy mają taki wyrafinowany gust. Są tacy, którym moje
prace się podobają i są gotowi za nie zapłacić. Nie pozwolę, byś mi odstraszał
potencjalnych nabywców.
 O czym ty mówisz?  Peter był bardzo zaskoczony jej reakcją.
 Jedna z tamtych klientek chciała obejrzeć ten obraz.  Wskazała ręką
abstrakcję, którą wcześniej oglądał.  Kiedy zobaczyła, że patrzysz na niego z
niesmakiem, zrezygnowała i wyszła.
 Wcale nie patrzyłem na ten obraz z niesmakiem  odparł przez zaciśnięte
zęby, bo z trudem powstrzymywał się, by nie wyjawić jej swych prawdziwych
uczuć.  Podziwiałem go.
 Akurat.
 To prawda.  Widząc niewiarę w jej oczach, odzyskał panowanie nad
sobą.  Szczerze podziwiałem twoje prace. Edmond ma rację. Naprawdę jesteś
zdolna.
 Dziękuję  powiedziała ostrożnie. Nadal niezbyt mu wierzyła.
 Byłem idiotą, że nie zauważyłem tego wcześniej.
 Jak mogłeś zauważyć, skoro wcale nie chciałeś oglądać moich prac?
 To był mój błąd.  Podszedł do Aimee i czekał, by się odsunęła. Kiedy
pozostała na miejscu, mówił dalej.  Ale szczerze mówiąc, to nie twoimi
obrazami byłem zainteresowany.
 A teraz?
 Teraz chcę i ciebie, i twoich obrazów.
Na moment w oczach Aimee pojawił się jakiś błysk, potem spuściła wzrok.
Peter ujął ją pod brodę i zmusił, by na niego spojrzała.
 A czego ty chcesz, Aimee?
 Wiesz, co myślę?  rzekł, kiedy nie odpowiedziała.  Sądzę, że chcesz
być sławna. Jeszcze nie spotkałem artysty, który by tego nie pragnął. Chętnie ci to
umożliwię. Mówiłem serio, że moja galeria może cię reprezentować. Ale chcę
wyłączności. Wszystko, co stworzysz, będzie należało do mnie  do mojej galerii.
Nikt oprócz mnie nie będzie miał prawa sprzedawać twoich prac. Tylko ja.
Aimee odsunęła się od niego.
 Ja też mówiłam serio. Nie chcę ani nie potrzebuję twojej opieki. 
Obróciła się na pięcie i podeszła do wystawy.
 Nie bądz idiotką, Aimee  rzekł Peter, idąc za nią.  Przecież tego właśnie
chcesz. To twoja życiowa szansa.
 Nie masz zielonego pojęcia o tym, czego chcę  odparła, odwracając się
ku niemu.  Możesz się wypchać tą życiową szansą i wyłącznością.
 Nadal jesteś na mnie zła  westchnął Peter.
 Masz rację, że jestem na ciebie zła. Jak śmiesz mnie tak poniżać swoją
ofertą? Chcesz, żebym zwątpiła w swój talent.
 Aimee...
 A pózniej jeszcze mnie obrażasz. Lekceważysz moją miłość, sprawiasz,
że czuję się jak dziwka, bo się tobie oddaje...
 Ja wcale nie chciałem...
 Jeszcze nie skończyłam  przerwała mu. Oczy jej błyszczały, policzki
pałały. Ależ była piękna.  Na dodatek masz czelność insynuować, że Edmond
tylko dlatego interesuje się moimi obrazami, bo z tobą sypiam.
 Bardzo cię za to przepraszam, nie powinienem...
 I jakby tego było za mało, obiecujesz, że zrobisz ze mnie sławną artystkę
i chcesz wyłączności do moich obrazów. A więc może się pan zdziwi, panie
Gallagher  stukając palcem w jego pierś podkreśliła swoje słowa  nie
potrzebuję ani pana, ani Stephena Edmonda, ani nikogo innego, by sprzedawał
moje płótna.
 Wiem, że nie potrzebujesz. Ale...
 A jeśli chodzi o zostanie sławną, jeśli pewnego dnia do tego dojdzie, to
tylko dlatego, że jestem znakomitą malarką, a nie z tego powodu, że jakiś
handlarz postanowił mnie wylansować.
 Skończyłaś?
 Tak.
Aimee chciała odejść, lecz Peter chwycił ja za rękę i obrócił ku sobie.
 Masz rację, Aimee. Jesteś dobrą, bardzo utalentowaną malarką. I choć ty
może nie potrzebujesz mnie, ja potrzebuję ciebie.
Aimee głęboko westchnęła.
 Nie znoszę, kiedy to robisz.
 Co?
 Sprawiasz, że nie mogę się na ciebie długo gniewać  wyjaśniła z
rezygnacją.
Peter natychmiast wykorzystał zmianę jej nastroju.
 Przepraszam cię, Aimee.
 Nie chcę twoich przeprosin.
 Ale ja muszę to zrobić.
Aimee nie reagowała. Stała bez ruchu.
 Przepraszam, że cię zraniłem. Wcale tego nie chciałem, nie zamierzałem
mówić w taki sposób o tym, co nas łączy. To wszystko dlatego, że przy tobie tracę
zdrowy rozsądek i nie umiem logicznie myśleć. Bóg mi świadkiem, że nie jestem
zbyt uczuciowy. Wprost przeciwnie. Każdy, kto mnie zna, z tym się zgodzi. Ty
jednak, zupełnie nie wiem dlaczego, sprawiasz, że potrafię czuć. Wcale mi się to
nie podoba. Nie lubię silnych odczuć. Zdarza mi się to po raz pierwszy. Przy tobie
tracę nad sobą panowanie. To dlatego tak zareagowałem, kiedy poczułem, że cię
tracę. Z głupoty powiedziałem coś, czego nie powinienem. Przepraszam cię,
Aimee. Naprawdę bardzo żałuję.
 Peter...  szepnęła Aimee. Lekko dotknęła jego policzka. Peter chwycił
jej rękę i pocałował. Przyciągnął Aimee do siebie.
 Zasłużyłem na porządne lanie. Bardzo cię przepraszam, że sprawiłem ci
ból. Jesteś dobrą malarką, Aimee. Nigdy w to nie wątp.
Zobaczył w jej oczach niepewność i niedowierzanie, tak częste u artystów.
 To prawda. Jesteś bardzo utalentowana.
 Czy jestem dość dobra, by... by być kimś?
 Dość dobra, by zdobyć popularność  zapewnił ją.  Jeśli mi tylko
pozwolisz, pomogę ci w tym.
Objął ją delikatnie i od razu poczuł się lepiej. Całował jej ucho, potem
szyję, zachwycał się jej zapachem  mieszanką woni róż i farby.
 Wyjdz za mnie, Aimee  szepnął.
Aimee odsunęła się odrobinę i spojrzała mu w oczy. Zobaczyła w nich
błaganie.
 Dlaczego, Peter? Dlaczego chcesz mnie poślubić?
 Bo jest nam dobrze w łóżku i poza nim.
 Seks to nie jest powód do małżeństwa. Dobrze o tym wiemy.
 A biznes? Czy to wystarczający powód? Chcę pokierować twoją karierą i
zrobić z ciebie znaną artystkę.
 A co ty będziesz miał z tego małżeństwa, Peter?
 Będę cię miał w łóżku co noc, nie tylko kilka razy w tygodniu. A moja
galeria zyska płótna utalentowanej malarki.
 Która zarobi dla ciebie dużo pieniędzy  dodała Aimee.
 Tak  przyznał Peter.  Ty zresztą też na tym zarobisz. Skorzystamy na
tym oboje. Pomogę ci też wyremontować twój budynek. Może nawet otworzymy
w nim filię mojej galerii.  Ożywiony tymi wspaniałymi planami pogładził ją po
włosach.  Widzisz, jakie to będzie korzystne. Dla nas obojga.
Aimee westchnęła głęboko i wysunęła się z jego objęć.
 A co z intercyzą?
Peter nie odpowiedział.
 Nie zmieniłam zdania, Peter. Nie podpiszę jej.
 Skoro tego nie zrobisz, ślubu nie będzie.
Postanowił więcej z nią na ten temat nie dyskutować. Bardzo dobrze
wiedział, dlaczego Aimee odmawia; równie dobrze znał powody, dla których on z
kolei nie wyobraża sobie małżeństwa bez takiej umowy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl