[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twarz, oświetloną delikatnym, przefiltrowanym przez szczeliny w żaluzjach, światłem.
- Nie dziś, - stwierdził i podciągnął spodnie od piżamy. Urok prysnął. - Chcę się
trochę przespać. Dobranoc.
Odsunął się od niej możliwie jak najdalej, przyjął pozycję embrionalną i zamknął
oczy.
Upokorzona, wściekła Katherine obciągnęła koszulę nocną i umościwszy się na
drugim końcu łóżka powiedziała lodowato:
- Dobranoc. Przepraszam, że jestem zmęczona.
- Nie przepraszaj - odparł znudzonym tonem. - Nic się nie stało. To nie ma znaczenia,
naprawdę.
Ale Katherine doskonale wiedziała, że miało to wielkie znaczenie.
W zimnej porannej ciemności rozległ się dzwonek budzika. Katherine wstała i poszła
do ubieralni. Na biurku naprzeciwko toaletki piętrzyły się listy, faksy i gazety; pijąc mocną
kawę przygotowaną przez Marię, mimochodem spojrzała na wycinek z  Daily Post , który jej
matka przefaksowała poprzedniego dnia, a na marginesie napisała:  Powiedz mi, że to
nieprawda .
Fragment z  The American Tattler , 8 września 1988 r.:
 Między odtwórczyniami dwóch głównych ról kobiecych w coraz mniej popularnym
serialu sieci ABN  Rodzina Skeffingtonów panuje dzika nienawiść. Katherine Bennet, lat
43, grająca Georgię Trującą Brzoskwinię, jest do szaleństwa zazdrosna o wszelkie
wyróżnienia, które spotykają uroczą Eleonorę Norman, lat 38. Straciwszy niedawno rolę
Emmy Hamilton na rzecz Pięknej Angielki, Bennet podobno wpadła w furię.
 Eleonora może być sobie młodsza nawet o dziewięć lat, ale kiedy gramy razem, ja ją
żuję i wypluwam , - rozpowiadała na prawo i lewo Trująca Brzoskwinia. Bennet, obrażona na
Hollywood, że za pózno ją odkryło, zdenerwowana starzeniem się, na planie jest tak
nieznośna, że nawet dobroduszny Albert Amory, lat 69, nie może znieść jej humorów. Wieść
gminna głosi, że żadna inna sieć telewizyjna nie odważy się zaangażować Katherine Bennet .
- Niech to diabli porwą! Dlaczego, do jasnej anielki, piszą te bzdury?
W drzwiach stanął Jean-Claude.
- Co się tu dzieje? - spytał zdenerwowany. - O co ci chodzi tym razem? Rany,
dlaczego robisz ze wszystkiego taką aferę, Katherine?
- Zobacz. - Pokazała mu gazetę. - Powiedz mi, jak by ci się podobało, gdyby coś
takiego napisano o tobie? O Boże!
- Jakie to ma znaczenie?
- Przecież dobrze wiesz, że to nieprawda.
- Jakie to ma znaczenie...?
- Jakie znaczenie? Boże Wszechmogący, ogromne znaczenie. Cholernie wielkie
znaczenie, Jean-Claude. - Jej głos podniósł się o oktawę. - Wszyscy przeczytają w tym
parszywym mieście i uwierzą, że taka jestem. To zawodowa śmierć... ani się obejrzę, będę
pariasem. Będę jak trędowata, nikt nie zechce mnie zatrudnić poza...
- Och, ucisz się wreszcie - brutalnie przerwał jej Jean-Claude. - Zamknij gębę,
Katherine, przestań już na mnie wrzeszczeć.
- Nie wrzeszczę na ciebie - powiedziała ściszonym głosem, chociaż trzęsła się z
wściekłości. - Po prostu wrzeszczę. Czy to już człowiek nie może sobie nawet powrzeszczeć?
- Chodzi o to, że ostatnio robisz to za często. Zwracam ci na to uwagę, Katherine.
Twoje wrzaski wyprowadzają z równowagi wielu ludzi, łącznie ze mną. Znasz chyba
powiedzenie o kropli, która przepełniła miarę? - co rzekłszy wszedł do swojej łazienki i
zamknął drzwi.
- Chryste Panie, nie wściekaj się, Jean-Claude. Nie bądz śmieszny. Słuchaj, bardzo cię
przepraszam. Staram się zachować spokój, ale zrozum, że to jest mój zawód, zdobyłam sobie
tę pozycję ciężką pracą. Co się z tobą stało, Jean-Claude? - wrzasnęła. - Zachowujesz się
upiornie, nie znam cię takim.
- Bo ty tylko myślisz o swojej wielkiej karierze - krzyknął, odkręcając prysznic. - Nie
zależy ci na nas, Katherine, nigdy nie zależało.
- Zależy mi na nas. Jeszcze jak zależy. Przysięgam przed Bogiem - zakończyła
piskliwie.
Spojrzawszy na zegarek, stwierdziła, że musi natychmiast wyjść z domu. Nie mogła
sobie pozwolić na spóznienie się do studia. Nie dzisiaj. Dziś zapadnie ważna decyzja. Dziś się
okaże, czy Georgia będzie żyła dalej. Jeśli nie, to do nakręcenia pozostanie tylko jedna scena
z przeszłości z Tonym. Jeśli jednak będzie żyła, trzeba będzie z punktu wejść na wyższe
obroty; przybrać pozę i wygląd triumfatorki. Na razie czuła się przegrana na całej linii.
- O rany, muszę już lecieć. Jeśli się dziś spóznię, dojdzie im kolejny pretekst, żeby
mnie sprzątnąć.
Odpowiedział jej tylko szum lejącej się wody. Katherine nie miała już czasu na
wzięcie prysznica; ubrała się pośpiesznie w dżinsy, koszulkę i czapkę baseballową, po czym
przypomniała sobie, że nie umyła zębów. Rzuciła się z powrotem do umywalki. Przebiegając
przez sypialnię zobaczyła, że Jean-Claude sznuruje swoje wypolerowane buty z miną, która
wróżyła coś okropnego.
- Dokąd się wybierasz? - spytała.
- Odchodzę - rzekł zimno.
- Nie odchodz, Jean-Claude. Porozmawiajmy o tym jeszcze wieczorem, proszę.
- Nie, Katherine. - Jego głos był bardziej lodowaty niż przedtem. - Ani dziś, ani jutro.
Mam cię dosyć. Jesteś egoistką i egocentryczką. Na nikim i niczym ci nie zależy, a już
najmniej na naszym związku.
- Myślałam, że nasz związek był wspaniały. Od samego początku był wspaniały pod
każdym względem. No przyznaj to sam - uświadomiła sobie, że go błaga, i poczuła do siebie
odrazę.
- Kiedy byłaś w rozjazdach, miałem dużo czasu na myślenie, Kitty. - Sznurował teraz
drugi but.- 1 doszedłem do wniosku, że już cię nie kocham. Krótko mówiąc... Wstał i patrzył
na nią z góry. W kaszmirowym golfie, nienagannie wyprasowanych dżinsach i ręcznie
szytych butach prezentował się wspaniale. Katherine w swoich naprędce włożonych ciuchach
poczuła się nijaka, szara...... doszliśmy do końca drogi, Katherine.
- Nie. Nie mówisz tego poważnie, Jean-Claude. Nie wierzę, że nie ma przed nami
przyszłości.
- A ja wierzę. - Narzucił tweedową marynarkę, którą Katherine podarowała mu na
urodziny. Poprawiając ramiona, skrzywił się do lustra. - Długo znosiłem twoje humory,
niepewność, obsesję na własnym punkcie. Ale w końcu zrozumiałem, że ty nie chcesz się
zaangażować. Nie chcesz wyjść za mnie. Nie chcesz jechać ze mną do Vegas. Nie chcesz
tego, nie chcesz tamtego. Coś ci powiem, cherie. Ja też mam swoje życie i zamierzam do
niego wrócić. Najwyższy czas. C est la fin de 1 histoire.
- Ale mówiłeś, że ja jestem twoim życiem... mówiłeś, że nie możesz żyć beze mnie. O
Boże, co cię zmieniło, Jean-Claude?
- Rzeczywistość, cherie, rzeczywistość - powiedział, sięgając do kieszeni, z której
wyjął klucz od jej domu, i położył go spokojnie, na stoliku do kawy. - Przypatrz mi się
dobrze, Katherine, bo już mnie nigdy nie zobaczysz. Auvoir, cherie - powiedział i wolnym
krokiem skierował się do drzwi wyjściowych. - Ale nie myśl sobie przypadkiem, że się zle
bawiłem.
ROZDZIAA DZIESITY
Po odejściu Jean-Claudea Katherine tak długo szlochała, że jej oczy zmieniły się w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl