[ Pobierz całość w formacie PDF ]
numery kolejne 11 F. 11 G, 11 H i tak aż do końca alfabetu. Stanisław Guzek przyjechał do
Gdyni w 1928 roku. Na początku nowego rozdziału jego życia była klitka na ulicy Portowej
do spółki z kolegą, potem dzielnica chińska rzędy baraków w sąsiedztwie portu. Z desek
po skrzynkach ubite, blachą z puszek po konserwach wzmocnione. Od pluskiew trudno
wprost było się opędzić. Często był bez pracy. Powrotu do Jarocina i tak już nie miał, więc
czekał. A gdy chińską dzielnicę w trzydziestym roku przenieśli na Witomino, tułał się. Do
portu zachodził codziennie, Nie brakujemy słyszał w odpowiedzi na pytanie o pracę.
Budowano właśnie nowy gmach szkoły morskiej więc razem z żoną i setką innych rodzin
zajęli go. Dymniki wystawiali przez okno, byleby zimę jakoś przeżyć. I dopiero wtedy Zarząd
Miejski zaczął rozmowy z właścicielem gruntów na Grabówku Nikielskim.
17
Baraki stawiało się wprost w krzakach i w niecałe dwa miesiące porosło nimi całe
wzgórze. ,,Gdynia, polskie okno na świat napisze gdański reporter Tadeusz Wozniak to
mnóstwo małych okien tych, którzy budowali to miasto .
Ich dzieci od dawna mieszkają już w blokach, oni zaś pozostali, czekając na likwidację
osiedla. Są wśród nich tacy jak Toś, jak Guzek, jak najstarszy mieszkaniec Bernordy
Cichalski. Pokształcili dzieci, sami nadal odstając...
Uniłowski
...oglądam się jeszcze. Ach, żeby tak wprowadzić tę biedotę w ludzkie bytowanie, a cały
Grabówek oblać naftą i podpalić, zaorać to piętno hańby naszych czasów .
* * *
Była prowizoryczna.
Dziko-barakowa, cygańska, bezładna, szałasowa. Do szałasów na Leszczynkach
wchodziło się po drabinie. Nigdy przedtem ani też pózniej Grabówek nie przeżył takiego
boomu mieszkaniowego. Chińczyków zaliczono wkrótce do miejscowej arystokracji;
rozpoczęły się właśnie przesiedlenia z terenów portowych do nowych domów na Witominie.
Więc w jeden-dwa dni w pobok powstało kilkaset nowych baraków. Rosły całe nowe
dzielnice robotnicze Mały Kack i Witomino. W pierwszych latach Gdyni-miasta w dzień
jest tutaj 30 tysięcy ludzi, w .nocy zaś tylko pięć.
Jestem na dzwonnicy Urzędu Portowego pisał w 1936 roku reporter Berliner
Tageblatt . Jakiż oryginalny wygląd! Pustkowie dzikie czy miasto? A może. jedno i drugie?
Dokoła wre i kipi praca. Tu coś wybudowane, tam coś się tworzy. Obok chaty rybackiej
nowoczesna kamienica, nieco dalej długie baraki. Potem znowu baraki i torf. Wszędzie hałas,
rozwój i praca. Oto obraz Gdyni, oto wieś rybacka mająca stać się 100-tysięcznym miastem
portowym. Fantazja czy realny projekt?
Wokół głównych arteryj kreślił Zbigniew Uniłowski swój obraz miasta Zwiętojańskiej
i 10 Lutego sterczą, stworzone ambitnym, bezplanowym gestem, samotne gmachy z
żelazobetonu obok potulnie przycupniętych, ziewających prowincją klitek .
Jego, Uniłowskiego, Gdynia, według oficjalnych danych, liczy 85 tys. mieszkańców,
rozciąga się na powierzchni 66 km kwadratowych, co stawia ją pod tym względem na 6
miejscu w Polsce. Już to było miarą gwałtowności jej ówczesnego rozwoju.
Ulica Zwiętojańska była w okresie międzywojennym główną arterią prowadzącą w stronę
Gdańska; ulica Władysława IV zostanie przebita już po wojnie i choć jej położenie i wielkość
będą predestynowały tę ulicę do przejęcia funkcji Zwiętojańskiej, tak się jednak nie stanie,
codzienna praktyka utrwali wieloletni nawyk.
Tamta Gdynia sprzed wojny wchłania wciąż nowe obszary. Zajmuje gminę Chylonię w
1930 roku, gminę Obłuże w trzy lata pózniej, najbardziej zachodnią Cisowe w 1935, leżący w
kierunku południowym obszar dworski Witomino, gminę Orłowo Morskie. Polskie morze
kończy się wtedy na majątku Kolibki w miejscu, gdzie dzisiaj morski brzeg z nagła
podchodzi do okien pociągu. Mały i Wielki Kack wyrastają wprost w lesistym terenie.
Jeszcze wtedy Gdynia się od nich odwraca; jedną z tych dzielnic przyjmie dopiero w 1953
roku.
A bliżej morza bieliło się upiorne gmaszysko sezonowego lokalu zwanego Morskim
Okiem . Jest jeszcze chropowata zobaczyła Gdynię Zofia Nałkowska niejednakowa od
pospiesznego rozrostu. Mnóstwo placów, porosłych dziką trawą tuż przy rozległych blokach
nowoczesnych to jeszcze wciąż miejsce na życie, które przyjdzie jutro i pojutrze .
...niezle byłoby chyba, pisał w roku 1936 Zbigniew Uniłowski połączyć port z Gdynią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]