[ Pobierz całość w formacie PDF ]
armią i osłaniających rozwinięte bataliony, trzykroć przewyższające siły napadniętych,
obudziły Napoleona i zwabiły lwa na pole bitwy.
Zjawił się w chwili, gdy rozbita dywizja Gardanne'a znów zaczynała się skupiać,
otrzymawszy posiłki od generała Victora. Pod osłoną tych posiłków wojska Gardanne'a
przeprowadziły odwrót w całkowitym porządku, wycofując się do wioski Marengo.
Po chwili na nowo rozgorzała bitwa na całym froncie. O godzinie 3 po południu spośród
19 000 ludzi, którzy o godzinie 5 nad ranem rozpoczęli bitwę, zostało zaledwie 8000
piechoty, 1000 koni i 6 armat zdolnych do dalszej walki. Czwarta część armii była niezdolna
do walki, więcej zaś aniżeli dalsza część czwarta zajęta była, wskutek braku wozów,
transportem rannych, których rozkaz Napoleona nie pozwalał zostawić na placu. Wszystkie
oddziały cofnęły się z wyjątkiem generała Carra Saint-Cyra, który, obsadziwszy wioskę
Castelceriolo, oddalił się już na milę od głównej armii. Jeszcze pół godziny, a wydawało się
wszystkim rzeczą nieuniknioną, że odwrót zamieni się w nieregularną ucieczkę. Nagle wpada
w pełnym galopie adiutant wysłany na przedzie dywizji generała Desaixa, od której zależy w
tej chwili nie tylko szczęście dnia, lecz także los Francji, z wiadomością, że pierwsze
kolumny dywizji ukazują się na wysokości San Guliano. Bonaparte odwraca się i na widok
kurzawy, zwiastującej ich przybycie, rzuca ostatnie spojrzenie na całą linię frontu, po czym z
ust jego pada rozkaz:
– Stój! Słowo to niby iskra elektryczna przebiega cały front bitwy. Wszystko zatrzymuje
się. W tej chwili zjawia się Desaix, ubiegając swą dywizję o pół godziny. Bonaparte wskazuje
mu zaścieloną trupami równinę i zapytuje, co sądzi o bitwie. Desaix, ogarniając jednym
spojrzeniem sytuację, oświadcza:
– Sądzę, że bitwa przegrana. – Po czym wyjmując zegarek dodaje – ale dopiero jest trzecia
23
się teraz od San Guliano do
godzina; mamy jeszcze dość czasu, by wygrać drugą bitwę.
– Taki właśnie mam zamiar – odpowiada lakonicznie Napoleon – i w tym celu wydałem
już odpowiednie zarządzenia.
Teraz rzeczywiście zaczyna się druga część dnia, a raczej druga bitwa pod Marengo, jak ją
nazwał Desaix.
Bonaparte objeżdża na koniu pozycje rozciągające
Castelceriolo.
– Towarzysze broni – woła do żołnierzy wśród gradu kul padających u stóp jego konia –
cofnęliśmy się za daleko. Teraz nadeszła chwila, by pójść naprzód. Nie zapominajcie, że
przywykłem sypiać na pobojowisku!
Zewsząd podnoszą się okrzyki: „Niech żyje Bonaparte! Niech żyje pierwszy konsul!” –
ginące po chwili wśród odgłosu bębnów bijących do ataku.
Austriacy, którzy nie zobaczyli przybyłych nam na pomoc posiłków, są święcie
przekonani, że bitwę wygrali. Maszerują tedy dalej w regularnym ordynku bojowym. Teraz
Napoleon wydaje komendę: „Naprzód!”, której echo rozbrzmiewa przez godzinę wzdłuż
całego frontu. Za jednym zamachem rozpoczynają wojska nasze ofensywę. Na całej linii
grzmi ogień karabinów, huczą armaty. Słychać miarowy odgłos kroków idących do szturmu
w takt dźwięków „Marsylianki”. Odsłonięta przez Marmonta bateria zieje ogniem. Kirasjerzy
pod wodzą Kellermanna rzucają się naprzód, przełamując obie linie nieprzyjacielskie. Pędzi
na okopy Desaix, przeskakuje zasieki, zajmuje niewielkie wzniesienie i pada w chwili, gdy
odwrócił się, by zobaczyć, czy podąża za nim jego dywizja. Pod wpływem śmierci dowódcy
jego żołnierze zdwajają ogień. Komendę obejmuje generał Boudet, rzucając się na kolumnę
grenadierów austriackich, która go przyjmuje najeżonymi bagnetami. W tej samej chwili
wraca Kellermann, który – jak już wyżej powiedziano – przełamał obie linie i widząc, że
dywizja Boudeta znajduje się w utarczce z tą niewzruszoną masą, nie dającą się zmusić do
ustąpienia, wpada na jej skrzydło, wdziera się w sam środek oddziałów, które ćwiartuje i
rozbija w puch. W niespełna godzinę 5000 grenadierów zostało rzuconych w rozsypkę i
doszczętnie rozbitych. Dowódca ich generał Zach zostaje wzięty do niewoli wraz ze sztabem.
Teraz nieprzyjaciel chce wysłać do ataku swą niezliczoną konnicę, jednak nieustanny
ogień muszkieterów, siejące spustoszenie kartacze i złowrogie bagnety nie dopuszczają jej
zbyt blisko. Murat manewruje na flankach nieprzyjacielskich swą lekką artylerią i haubicami,
szerząc spustoszenie w szeregach kawalerii wroga. W tej chwili w szeregach austriackich
wylatuje w powietrze wóz z amunicją, co jeszcze zwiększa nieład. Na to tylko czekał generał
Champeaux ze swoją jazdą. Rzuca się naprzód, zręcznym manewrem maskując swe niezbyt
liczne siły, i wpada w sam środek pozycji wroga. Dywizje Gardanne'a i Chambarliaca, którym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]